Subiektywny wybór 5 najlepszych książek półrocza

Subiektywny wybór 5 najlepszych książek półrocza


Cześć! Połowa roku minęła jak z bicza strzelił. Mamy już lipiec! Dlatego dziś chcę zwrócić Waszą uwagę na 5 książek, które najbardziej mi przypadły do gustu w ciągu półrocza.
 

Robert M.Wegner „Opowieści Meekhańskiego Pogranicza”: tom V „Każde martwe marzenie”


„Meekhan polecam wszystkim fanom fantasy, a także inteligentnym i dociekliwym czytelnikom. Ciąg przyczynowo-skutkowy jest tu doprowadzony do perfekcji, budowa psychologiczna postaci – na najwyższym poziomie, wplatanie motywów fantastycznych – mistrzowskie.”

Celeste Ng „Małe ogniska”


„Głównym bohaterem tej książki są nie tyle ludzie, co relacje między nimi. Sporą część uwagi autorka poświęca macierzyństwu i różnych schematach wychowywania dzieci. Robi to z delikatnością i wyrozumiałością, bez krytyki poszczególnych zachowań. Ocenę pozostawia czytelnikowi. I ja to bardzo szanuję. Książkę czytało mi się fantastycznie i niesamowicie szybko. Historia wciągnęła mnie bez reszty i przeżywałam wiele skrajnych emocji wraz z bohaterami.”

Gustav Flaubert „Pani Bovary”


„Bardzo Wam polecam tę książkę! Nie dlatego, że WYPADA. Nie dlatego, że KLASYKA. Nie. Polecam dlatego, że jest naprawdę świetnie napisana i traktuje o problemach, które również dziś (a może nawet zwłaszcza dziś) pożerają społeczeństwo i zniekształcają obraz prawdziwej miłości.”

Jozef Karika „Szczelina”


„Historia jest przerażająca. A im bliżej końca tym bardziej wydaje się zagmatwana. Racjonalne argumenty przegrywają z surrealizmem przeżyć Igora. Kręcimy się w kółko i do końca nie wiemy, co jest prawdą, a co straszliwym wytworem wyobraźni. Niejednokrotnie miałam ciarki podczas czytania i dziękuję sama sobie, że nie zdecydowałam się na nocną lekturę tej książki, bo każdy najmniejszy szelest mógłby skutkować u mnie podskoczeniem serca do gardła.”

Jozef Karika „Strach”


„Strach” to książka, która naprawdę przeraża. Połączenie lęku z szaleństwem stworzyło mieszankę wybuchową, która sprawiła, że miałam dreszcze, a jednocześnie nie mogłam oderwać się od lektury. Cały czas coś mnie ciągnęło do tej książki. Na szczęście czytałam ją w dzień. Czułam, że po wieczornej lekturze chyba bym nie zasnęła.”


A jakie są Wasze ulubione książki półrocza? Coś Was szczególnie zachwyciło? Podzielcie się w komentarzach tytułami lub linkami do Waszych podsumowań na blogach.

Miłego dnia! :)
C.J.Tudor "Kredziarz"

C.J.Tudor "Kredziarz"

Cześć! 

Dziś mam dla Was kilka słów na temat „Kredziarza” C.J.Tudor. Tak, jak obiecałam, latem królują u mnie krótkie wpisy. No to bum!
 

O treści

Mamy grupkę dzieci, które zostawiają sobie tajne wiadomości rysując schematyczne obrazki kredą. Pewnego dnia symbole prowadzą ich do ukrytych w lesie zwłok. Jest śledztwo, jest oskarżony... Wydaje się, że sprawa została rozwiązana. Nic bardziej mylnego. Po trzydziestu latach tajemnicze znaki powracają, a jedno z (już dorosłych) przyjaciół ginie nagle bez wieści.
 

Moje wrażenia

Już sama okładka jest intrygująca. A w środku... jeszcze lepiej! Świetna książka. Wciągająca, nieprzewidywalna i zaskakująca. Jest mrok, jest tajemnica, są dobrze nakreśleni bohaterowie. Autorka pisze prostym językiem i umiejętnie buduje napięcie. Po zakończeniu jednego rozdziału płynnie przechodzi się do drugiego i tak mija godzina za godziną. Nie można się oderwać. Polecam!


Kaja Nordengen "Mózg rządzi. Twój niezastąpiony narząd"

Kaja Nordengen "Mózg rządzi. Twój niezastąpiony narząd"



Cześć!

Razem z początkiem lata, zaczynam serię krótkich wpisów na blogu. O tej porze roku skupienie leży i kwiczy u nas wszystkich, dlatego nie chcę męczyć Was długimi postami. Teraz będę stawiać na konkret. A do obszerniejszych recenzji może wrócę jesienią :)

Ostatnio w moje ręce wpadła książka „Mózg rządzi. Twój niezastąpiony narząd” Kai Nordengen. Pomyślałam sobie: dlaczego nie? Przecież zawsze warto dowiedzieć się czegoś nowego. I rzeczywiście, lektura tej książki otworzyła mi oczy na wiele spraw, o których wcześniej nie wiedziałam, bądź zdawałam sobie z nich sprawę, ale tylko pobieżnie. Dowiedziałam się na przykład, dlaczego znaczna większość z nas (jeśli nie wszyscy) ma słabość do tłustego i słonego jedzenia oraz dlaczego chipsy im bardziej chrupiące, tym lepsze nam się wydają. Zaciekawił mnie również temat ćwiczenia pamięci (bo sama mam z nią problemy), słuchania muzyki podczas nauki, a także uczuć, które wcale nie tkwią w sercu :) Autorka wytłumaczyła wszystko w życiowy i łatwy do zrozumienia sposób, nie tracąc jednak przy tym naukowego zacięcia.

Książkę „Mózg rządzi” polecam osobom, które lubią mieć świadomość swojego ciała i ducha. Bo to wszystko siedzi „w głowie”. Warto wiedzieć!


Roger Lancelyn Green „Mity Skandynawskie”

Roger Lancelyn Green „Mity Skandynawskie”


W ciągu ostatnich 9 miesięcy dwukrotnie gościłam w Skandynawii. Nie wliczam w to 9-godzinnego pobytu na lotnisku w Kopenhadze kilka tygodni temu, gdy piloci SAS strajkowali, co skutkowało odwołaniem mojego lotu do Zurychu. Mówię raczej o kilkudniowych pobytach, które bardzo miło wspominam ;) Pierwszy raz to była podróż poślubna do Kopenhagi, podczas której udało nam się załapać na koncert ulubionego zespołu mojego Męża, U2. Drugi wyjazd był do Oslo. W obu przypadkach byłam zachwycona Skandynawią, jej wyglądem, mieszkańcami, podejściem do życia (zapraszam do zapoznania się z recenzją książki o Hygge). Trochę mniej zachwycona byłam tamtejszymi cenami, no ale trudno. Coś za coś. 

Idąc za ciosem postanowiłam w końcu zapoznać się z Thorem, Lokim i innymi mitologicznymi bóstwami rodem ze Skandynawii. Bo o ile wierzenia starożytnych Greków i Rzymian są znane wszem i wobec, o tyle bóstwa ludów północy były dla mnie zagadką. Dlatego gdy zobaczyłam w bibliotece książkę R.L.Greena, nie wahałam się ani chwili. 

„Mity Skandynawskie” Greena to zbiór opowieści od powstania świata aż do legendy o Zmierzchu Bogów (Ragnaröku), kiedy to ze zgliszczy starego świata ma się wyłonić nowy, pozbawiony przemocy i wojen. Mity przedstawione są w sposób lekki i przystępny, choć niemało w nich przemocy. Ci Skandynawowie to chyba lubili krew. W sumie to samo można powiedzieć też o Grekach i Rzymianach... takie były czasy. Green pisze prostym językiem, czasem nawet zbyt prostym. Budowanie napięcia też nie jest najwyższych lotów niestety. Wyobrażam sobie, jak niektóre z wydarzeń mógłby opisać np. Tolkien, Martin lub nasz rodzimy Grzędowicz... byłoby to coś niesamowitego! Te historie mają w sobie ogromny potencjał. Ale jednego nie mogę odmówić tej książce. Zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po inne pozycje w temacie mitologii skandynawskiej. Po lekturze mam taki niedosyt, że czym prędzej zechcę zgłębić temat dziejów Odyna, Thora i Lokiego.

Lektura „Mitów Skandynawskich” otworzyła mi oczy na ich szerokie zastosowanie we współczesnej kulturze, literaturze i sztuce. Czym innym jest WIEDZIEĆ o tym, a czym innym jest UŚWIADOMIĆ SOBIE TO i zobaczyć na własne oczy. Szok! Całe tolkienowskie Śródziemie, Midgaard z "Pana Lodowego Ogrodu" Grzędowicza, komiksy Marvela, ... to wszystko zaledwie maleńki ułamek ze spuścizny mitologii skandynawskiej.

Podsumowując: Uważam, że „Mity Skandynawskie” Greena to książka idealna dla świeżaków, którzy dopiero łapią bakcyla na puncie bóstw północy. Zarysowuje ogólne wydarzenia, ich przyczyny i skutki. Jest porządnie usystematyzowana i zachowuje chronologię zdarzeń. Bohaterowie są dobrze skonstruowani, a ich cechy charakterystyczne od razu wysuwają się na pierwszy plan. Ta książka zdecydowanie jest warta uwagi.


Teraz moja prośba do Was. Jeżeli czytaliście, lub ktoś z Waszych znajomych czytał inne książki w temacie mitologii skandynawskiej, to podzielcie się się tytułami. Będę Wam za to bardzo wdzięczna! 
Robert M.Wegner "Każde martwe marzenie"

Robert M.Wegner "Każde martwe marzenie"


„Każde martwe marzenie” to piąty tom cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” autorstwa Roberta M. Wegnera. Serię tę pochłania coraz więcej czytelników nie tylko w Polsce, ale i na świecie (szał na Meekhan jest np. w Rosji). I ja też chętnie czytam te powieści, mimo że lektura każdej z nich zajmuje mi mnóstwo czasu. Nie potrafię szybko czytać Wegnera. Nie mogłabym go „odhaczyć” i polecieć dalej. Wegnera czytam emocjonalnie, a z „Każdym martwym marzeniem” spędziłam… ponad miesiąc. 

Był to miesiąc pełen walk, zwrotów akcji i strategicznego myślenia, a także mitów i legend. Nie chcę Wam streszczać powieści, dlatego skupię się wyłącznie na wrażeniach z lektury. Wegner ma talent do pogrywania ze swoimi bohaterami, wrzucając ich „na głęboką wodę”, w sam środek sytuacji, z którą na pierwszy rzut oka trudno im sobie poradzić. Nie inaczej było i tym razem. Najciekawsze wydarzenia rozgrywają się z udziałem moich ulubieńców: Altsina, Deany i Key’li. A, przy okazji: moim zdaniem autor powinien dostać jakąś ekstra nagrodę specjalną za budowanie postaci kobiecych. Są to silne dziewczyny, żadne tam stereotypowe „królewienki” czy inne mazgaje. Z wielką przyjemnością się o nich czyta! Akcja zagęszcza się od samego początku, a od połowy gna jak szalona. W końcówce dużo się dzieje i strasznie żałuję, że nie ma jeszcze w księgarniach następnego tomu. Tyle pytań! Tyle niedopowiedzeń! Uwielbiam to. A jednocześnie chciałabym znać rozwiązanie, wiadomo :)

Meekhan polecam wszystkim fanom fantasy, a także inteligentnym i dociekliwym czytelnikom. Ciąg przyczynowo-skutkowy jest tu doprowadzony do perfekcji, budowa psychologiczna postaci – na najwyższym poziomie, wplatanie motywów fantastycznych – mistrzowskie. 
PS. Głęboki ukłon za legendę o Drzewie Świata! Podziw i szacunek!
Spotkanie autorskie z Robertem M. Wegnerem w Bibliotece </br> "Stacja Kultura" w Rumi

Spotkanie autorskie z Robertem M. Wegnerem w Bibliotece
"Stacja Kultura" w Rumi


W ubiegłą środę, 29. maja 2019 roku miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z Robertem M. Wegnerem, autorem cyklu fantasy „Opowieści z meekhańskiego pogranicza”, wielokrotnym laureatem nagród i wyróżnień literackich, m.in. Nagrody im. Janusza A. Zajdla, Sfinksa oraz Nagrody Europejskiego Stowarzyszenia Science Fiction. Wydarzenie odbyło się w mojej ulubionej bibliotece „Stacja Kultura” w Rumi, w ramach cyklu „Od mitu do fantasy”. Z autorem rozmawiała dr Elżbieta Żukowska, literaturoznawczyni, animatorka projektów kulturalnych, zainteresowana szczególnie mitami słowiańskimi.

Podczas spotkania słuchacze dowiedzieli się na przykład, że Wegner jest miłośnikiem historii i powieści historycznej, a będąc jednocześnie umysłem ścisłym kładzie nacisk na ciąg przyczynowo-skutkowy oraz na logikę i spójność wydarzeń.

Nie żyje wyłącznie z pisania, ma etatową pracę, co daje mu wolność w tworzeniu. Dzięki temu nie daje się zwariować presji czasu (i pieniędzy!) oraz ma możliwość spokojnego doprowadzania swoich książek do perfekcji. Autor mówił też o bardzo udanej współpracy z Wydawnictwem Powergraph.

Co do Meekhanu, Wegner ma już w głowie zakończenie, do którego będzie dążył. Zachowuje jednak do niego zdrowy dystans i daje sobie możliwość zmiany głównej idei, jeśli coś lepszego wpadnie mu do głowy. Dba o to, żeby wydarzenia przedstawione w powieściach były życiowe, dlatego czasem nawet celowo wyprowadza swoich bohaterów na manowce, pozwala im błądzić i robić głupoty. Ciekawostka: jego ulubieńcem oraz bohaterem najbardziej do niego podobnym jest Altsin.

Czy z powieściami Wegnera też tak macie, że wydaje Wam się, jakby niektóre fragmenty były pisane w trochę innym stylu? Ja zauważyłam, że Meekhan czasem czyta mi się lepiej, a czasem gorzej... nie wiedziałam, z czego to wynika. Teraz już wiem. Otóż, zmiana stylów pisania jest celowym zabiegiem autora, a każda kraina Meekhanu ma swój własny, unikalny język prowadzenia narracji. To dlatego od wydarzeń dotyczących Deany nic nie jest w stanie mnie oderwać, a przez wojskowe klimaty Szóstej Kompanii dosłownie brnę.

Czytelnicy wykazali się dociekliwością i zasypali Wegnera lawiną pytań, na które cierpliwie i wyczerpująco odpowiadał. Na koniec można było zdobyć autograf, a nawet zrobić sobie zdjęcie z autorem. Autograf zdobyłam, zdjęcie zrobiłam, ale byłam tak onieśmielona osobą Roberta Wegnera, że nie byłam w stanie wydusić nic więcej, niż „Dzień dobry” i „Dziękuje”. A tyle chciałam mu powiedzieć! Cóż... może następnym razem zdobędę się na odwagę ;)

Bardzo dziękuje Bibliotece „Stacja Kultura” w Rumi za zaproszenie Roberta M. Wegnera. To był prawdziwy zaszczyt poznać osobiście tego autora.


Artur Urbanowicz "Gałęziste"

Artur Urbanowicz "Gałęziste"


Ostatnio jakoś szczególnie rozmiłowałam się w czytaniu horrorów. Zaczęło się od „Szczeliny” i „Strachu” słowackiego pisarza, Jozefa Kariki. Potem przeniosłam się na rodzime podwórko, a w kręgu moich zainteresowań znalazł się Artur Urbanowicz. Jestem właśnie po lekturze jego debiutu, książki pt. „Gałęziste”.

Dwójka studentów, Karolina i Tomasz, chcą spędzić Święta Wielkanocne z dala od warszawskiego zgiełku. Mają to też być ich pierwsze Święta tylko we dwoje. Narzeczeni wybierają się na Suwalszczyznę, do pewnego agroturystycznego gospodarstwa. Gdy docierają na miejsce, okazuje się, że właściciele domku zapomnieli o nich i wyjechali. W ramach zadośćuczynienia znajdują im inny dom w pobliskiej wsi, a jego właściciele chętnie przyjmują turystów pod swój dach. To szczęście w nieszczęściu okazuje się jednak największym przekleństwem. 

Mam problem z tą powieścią. Niby powinna mi się podobać, niby czytało mi się ją dość dobrze, a jednak ma wiele minusów. Skupię się jednak najpierw na jej mocnych stronach. 

Autor miał bardzo dobry pomysł, jeśli chodzi o wplecenie słowiańskich bóstw do akcji. Cała atmosfera gęstego lasu i okolic jeziora Gałęzistego również pomogła zbudować napięcie. Miejscami było bardzo przerażająco, czasem nawet zaskakująco. Zaraz potem jednak napięcie opadało w dosyć bezsensowny sposób. 

Co mi najbardziej przeszkadzało w tej książce? 

Po pierwsze - język. Rozumiem, że akcja dzieje się w czasach współczesnych, ale słownictwo, którym posługują się bohaterowie nijak mi tam nie pasowało. Za dużo kolokwializmów. Pojawiały się też nagle miejsca zupełnie niepasujące wydźwiękiem do reszty powieści. Czułam się czasem tak, jakbym czytała na raz kilka różnych książek: horror, erotyk, przewodnik turystyczny... 

Po drugie - miejsca przegadane i przefilozofowane. Uwierało mnie to zwłaszcza pod koniec powieści. Ostatnie strony zazwyczaj się pochłania, a ja brnęłam i brnęłam, co chwilę sprawdzając, ile mi jeszcze zostało. Oczywiście cała intryga zostaje wywalona na wierzch przed czytelnikiem w formie monologu wewnętrznego jednego z bóstw... no i po co? Nie lepiej by było zostawić niedopowiedzenie? 

Podsumowując, jest to niezła książka, ale daleko jej do ideału. Biorę jednak poprawkę na to, że jest to debiut autora. Podobno Urbanowicz z powieści na powieść ulepszał swój warsztat, dlatego z wielką chęcią już wkrótce wezmę się za „Grzesznika” i „Inkuba”. W takiej kolejności ;) 

Lewis Carroll „Alice’s Adventures in Wonderland” <br> [ze słownikiem]

Lewis Carroll „Alice’s Adventures in Wonderland”
[ze słownikiem]

Przygody Alicji w Krainie Czarów zna chyba każdy. Nawet jeżeli nie czytał książki, to na pewno słyszał co nieco na ten temat, albo oglądał film z Mią Wasikowską oraz Johnnym Deppem i kojarzy postacie Kota z Cheshire, Szalonego Kapelusznika, czy Królowej Kier. A może by tak zaszaleć i przeczytać tę powieść w oryginale? 

Naprzeciw naszym oczekiwaniom wychodzi Wydawnictwo [ze słownikiem], które proponuje „Alicję...” po angielsku, w oryginalnej wersji (poziom A2/B1). Bez uproszczeń, bez ściemniania, w najczystszej postaci. Jedynym, co wskazuje na to, że jest to książka edukacyjna, jest wyszczególnienie trudniejszych słówek i ich tłumaczenia na marginesie. Pod koniec książki mamy też większy słownik, w którym zawarte są wszystkie użyte w powieści słowa, więc jeśli czegoś nie wiecie, a na marginesie nie ma tłumaczenia, to na pewno znajduje się ono na ostatnich stronach. Solidna robota!

Odpuszczę sobie opowiadanie historii. Skupię się na konkretach dotyczących tego wydania. 

Czytając magazyny i książki do nauki języków obcych często spotykam się z tłumaczeniami słówek na marginesach. Zazwyczaj są one wypisywane w kolejności występowania. Jakim zaskoczeniem było dla mnie, gdy w „Alicji...” napotkałam słowa wypisywane w kolejności alfabetycznej! Niby łatwiej, niby bardziej poręcznie, "słownikowo", ale ja mimo to czułam się zagubiona, przynajmniej na początku. Nie mogłam się przyzwyczaić do kolejności alfabetycznej, ale może innym czytelnikom nie będzie to przeszkadzać. 

Druga sprawa - tłumaczenia. Często zdarza się, że określone słowo ma więcej niż jedno znaczenie. Fajnie, że wydawnictwo podaje wszystkie możliwe opcje tłumaczenia na marginesie, ale bardziej praktycznie byłoby, gdyby występowały one w sensownej kolejności. Podam przykład. 

„The Hatter was the only one who got any advantage from the change: and Alice was a good deal worse off than before, as the March Hare had just upset the milk-jug into his plate.”

Skupiam się na słowie „upset”.  

Wydawnictwo pisze „upset - zmartwić, zdenerwować, zepsuć, zachwiać, przewrócić, wylać, obalić”. Kolejność ma sens, jeśli spojrzymy na nią pod kątem popularności danego tłumaczenia, ale wydaje się trochę dziwna, gdy weźmiemy pod uwagę kontekst zdania. Dzbanka mleka nie można raczej zmartwić, ani zdenerwować. Tłumaczenie, które nas interesuje jest gdzieś dopiero na 5., 6. miejscu. Dlatego sensowniej moim zdaniem byłoby napisać np. „upset - tu: wylać”, a pozostałe znaczenia umieścić w słowniczku na końcu. Wtedy mielibyśmy na marginesie tłumaczenie z kontekstu i nie tracilibyśmy czasu na poszukiwanie właściwego słowa. Nie oderwalibyśmy się od lektury.  

To tylko dwa drobne niedociągnięcia, które mi przeszkadzały w lekturze. Nie oznacza to jednak, że innym czytelnikom nie spodobają się zaproponowane rozwiązania. Przede wszystkim jednak bardzo szanuję ideę ułatwiania czytania w obcym języku, tym bardziej, że mamy do czynienia z tekstem oryginalnym, a nie przeróbką dla potrzeb edukacyjnych. Na pewno jeszcze nieraz sięgnę po książki Wydawnictwa [ze słownikiem]. Interesuje mnie baaardzo dużo pozycji i na pewno nie odmówię sobie przyjemności zapoznania się z nimi. 

Za „Alicję...” 3/5.

Business English (nr 71/2019, maj/czerwiec)

Business English (nr 71/2019, maj/czerwiec)


Mamy maj, a to oznacza najnowszy numer „Business English” Wydawnictwa Colorful Media. Magazyn jest przeznaczony dla osób zainteresowanych handlem, finansami i biznesem (a także wg mnie zaawansowanych i średniozaawansowanych w znajomości języka angielskiego). 

W tym numerze można znaleźć mnóstwo interesujących tekstów. Ciężko mi było wybrać najciekawsze artykuły, dlatego zwrócę Waszą uwagę aż na 7!

  • „Europe Upended” o macierzyństwie współczesnych kobiet, trochę statystyk, trochę socjologii, wszystko podparte argumentami tłumaczącymi dlaczego jest tak, jak jest, czyli dlaczego społeczeństwa europejskie się starzeją.
  • „Biometrics - Progress or Invasion of Privacy” o dobrowolnym oddawaniu swoich danych biometrycznych (takich, jak odcisk palca, tęczówka) poszczególnym firmom i władzy. Odblokowujecie smartfona za pomocą funkcji rozpoznawania twarzy? Odciskiem palca? Już Was mają w bazie danych. Artykuł uświadamia i pokazuje plusy, ale i niebezpieczeństwa wynikające z tego kroku technologicznego.  (A przy okazji widzieliście ten filmik? W Japonii już od jakiegoś czasu można już płacić odciskiem palca. Pierwsza moja reakcja - Wow, ale wygodnie! Druga: Czy to jest bezpieczne?)
  • „Trophy Hunting: In the Cross Hairs” o polowaniu dla sportu i ile można na nim zarobić. Przerażajace, ale prawdziwe. I niewiele się o tym mówi. 
  • „Social Selling” o tym, jak używać social mediów do promowania własnej marki, a co za tym idzie, skutecznego sprzedawania produktów. 
  • „Taking a Stake in the Virtual World” o tym, że za kilkanaście tysięcy $$$ można kupić sobie wirtualny dom i jeszcze na nim zarobić.
  • „Money for Nothing” o dwuletnim eksperymencie przeprowadzonym w Finlandii, polegającym na comiesięcznym wypłacaniu pieniędzy dwóm tysiącom bezrobotnych ludzi, ot tak, za nic. Skąd pomysł? Jak to się skończyło? Czy było warto? Odpowiedzi w artykule. 
  • „Zimbabwe - Not What You Might Expect” - szukacie inspiracji na wakacje? Chcecie odkryć Afrykę? A może marzycie o tym, żeby odwiedzić Zimbabwe? Przeczytajcie ten tekst, żeby dobrze się przygotować do wyjazdu w tak dalekie kraje. 

Do artykułów dołączone są ramki, dzięki którym czytamy, uczymy się i utrwalamy dopiero do zdobytą wiedzę z zakresu gramatyki i słownictwa. Oprócz tego znaczna większość artykułów posiada kody QR, umożliwiające nam odsłuchanie ich w formie mp3 (można też ich posłuchać bezpośrednio ze strony www po wprowadzeniu odpowiedniego kodu dostępu), a niektóre teksty mają nawet podlinkowane video. Ze strony www, lub za pomocą kodu QR można też pobrać darmowy dodatek ("Cutting-Edge Innovations").

Słownictwo jest trudne, często specjalistyczne, biznesowe, ale dużo tu też kolokwializmów i związków frazeologicznych. „Business English” to skarbnica współczesnego języka angielskiego. Podejrzewam, że wielu Anglików byłoby pod wrażeniem, gdyby usłyszeli od obcokrajowca niektóre zwroty. 

Bardzo polecam ten numer „Business English” nie tylko rekinom biznesu, ale i żarłaczom języka angielskiego, tym którzy ciągle chcą się doskonalić, tym którym ciągle jest mało. Ambitnym i pracowitym. Będziecie zachwyceni! 

Za udostępnienie najnowszego numeru „Business English” dziękuję Wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media

Podsumowanie 1/3 roku

Podsumowanie 1/3 roku



Minęły już 4 miesiące 2019 roku. Robiliście już swoje kwartalne podsumowania, wkrótce przyjdzie czas na półroczne. Ja mam teraz trochę wolnego czasu, więc uznałam, że zrobię podsumowanie 1/3 roku😊

Od 1. stycznia do 30. kwietnia przeczytałam 21 książek. Bardzo się z tego powodu cieszę, bo zazwyczaj tyle czytałam W ROK! A tak, 21 to więcej niż połowa rocznego celu, który zamierzam osiągnąć (40 książek). Nie zamierzam go podbijać, ale jeśli się tak zdarzy, to nie będę płakać z tego powodu😜 Niestety wśród tych 21 książek są tylko 2 w obcym języku (angielski), ale jestem właśnie w trakcie lektury kryminału do nauki j.niemieckiego „Flirts” Wydawnictwa Edgard, co oznacza, że wzięłam się do roboty😃

21 książek dało mi prawie 7,5 tys. stron, a to około 60 stron dziennie. 
Średnia ocena wszystkich lektur to 4,2.


Najbardziej podobały mi się powieści czytane w styczniu, a najmniej kwietniowe. Tendencja idzie w dół niestety. Trzeba coś z tym zrobić.

Najwyżej ocenione przeze mnie książki:


Najniżej oceniona książka:

  • D. Glukhovsky "Tekst"

Podsumowując: jestem bardzo zadowolona z wyniku i mam nadzieję, że uda mi się utrzymać dobrą passę. Czytanie sprawia mi wielką przyjemność i cieszę się, że teraz udaje mi się poświęcać temu więcej czasu, niż dotychczas.

Pozdrawiam Was majowo!

Już wkrótce nowe recenzje, a wśród nich:
  • Nowy numer magazynu „Business English” (14.05)
  • „Alice’s Adventures in Wonderland” wydawnictwa [ze słownikiem] (21.05)
  • Artur Urbanowicz „Gałęziste” (28.05)

Widzimy się w następny wtorek!
M.A.Bennett „STAGS”

M.A.Bennett „STAGS”


Jakiś czas temu zrezygnowałam z czytania młodzieżówek. Tematyka tej książki jednak bardzo mnie zainteresowała i postanowiłam dać jej szansę. Spędziłam z nią parę emocjonujących wieczorów, gdy wraz z bohaterami udałam się na „polowanie strzelanie wędkowanie” do Henry’ego de Warlencourta. 

Ale od początku. 

STAGS to elitarne liceum św. Aidana. Jego tradycja sięga czasów średniowiecza, dokładnie tak i jego zwyczaje. Bardzo trudno się tu dostać, jeżeli nie pochodzi się z bogatego domu, lub jeśli rodzice nie uczyli się tu wcześniej. Rokrocznie przyznawane jest JEDNO stypendium dla najzdolniejszego ucznia szkoły publicznej, umożliwiające naukę w STAGS. Tutaj uczniowie chodzą w togach, nauczycieli nazywa się Bakałarzami, a nad wszystkimi stoi Opat. Unika się korzystania ze sprzętów elektronicznych takich jak telefony, tablety, telewizory, komputery. Nie jest to zabronione, lecz po prostu passè. Tylko Dzikusy używają nowinek technologicznych, a nikt nie chce być Dzikusem. Wszyscy aspirują do bycia Ludźmi Średniowiecza. 

Ludzie Średniowiecza to wąska grupa trzymająca władzę. To uczniowie pochodzący z rodów, które od wieków kształciły się w STAGS. Stwarzają wokół siebie otoczkę świetności. Są piękni, zdolni, posługują się wyszukanym słownictwem... Ale są też bezlitośni w ocenie innych, bezkarni, dokuczliwi, czasem wręcz okrutni. Dołączenie do ich grupy daje poczucie bezpieczeństwa i nietykalności. Jakież więc szczęście spotkało Greer ... gdy otrzymała zaproszenie na weekendowy wypad na „polowanie strzelanie wędkowanie” do posiadłości Henry’ego de Warlencourta, głowy Ludzi Średniowiecza. Dla Greer, oraz dwójki innych wybrańców - Nel i Shafeena - jest to ogromne wyróżnienie i szansa na dołączenie do grupy najlepszych. A także szansa na to, że ci „najlepsi” w końcu przestaną im zatruwać życie w szkole. 

Greer, Nel i Shafeen nie wiedzą jednak, co naprawdę ich czeka podczas wyprawy. Ten weekend zmieni ich życie. Zmieni także ich postrzeganie Ludzi Średniowiecza, a nawet rzuci cień na całe STAGS. 

Powieść napisana jest prostym, młodzieżowym językiem. Autorka nie zanudza długimi opisami, choć mogłaby się o to pokusić, ponieważ umieściła bohaterów na czas weekendu w wielkiej, iście królewskiej posiadłości, która aż prosi się o dokładny opis każdej zasłony i każdego bibelotu na regałach u Warlencourtów. Dzięki Bogu, nie zrobiła tego. W zamian za to dała czytelnikom wiele oryginalnych porównań do różnych scen z filmów, żeby ruszyć wyobraźnię takimi kliszami, które już widzieliśmy. Na przykład STAGS przyrównała do Hogwartu, Shafeena do Księcia Kaspiana z „Opowieści z Narnii” itd.

Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, z perspektywy Greer - dziewczyny, która dostała się do STAGS dzięki stypendium za wyniki w nauce. To ciekawa bohaterka. Mądra i roztropna, choć czasem daje się ponieść emocjom, a hormony nieraz powodują u niej głupie myślenie. Tak bywa u nastolatków, więc byłam w stanie przymknąć oko na tych parę wpadek, które zaliczyła, wyłącznie ze względu na porywy serca. Ciekawym bohaterem jest też Henry, działający w białych rękawiczkach, w myśl „co złego to nie ja”. Zepsuty do szpiku kości, ale na tyle wyrachowany, żeby tego nie pokazywać. Zabrakło mi jednak porządniejszej kreacji innych postaci, bo o ile jeszcze Nel i Shafeen są „jacyś” o tyle Ludzie Średniowiecza zlewają mi się w szarą masę, mimo że dopiero co odłożyłam książkę. Ale to jedyny minus tej powieści jak dla mnie.

Akcja rozkręca się ze strony na stronę. Ma kilka punktów kulminacyjnych, które doprowadzają do wielkiego finału. Ale nawet potem autorka trzyma czytelnika w napięciu, aż do ostatniej strony, a nawet po zamknięciu książki. Otwarte zakończenie pozwala dopowiedzieć sobie niejedną historię z przyszłości Greer, Nel i Shafeena, a także całej szkoły. Ostatnie strony wzbudziły mój niepokój i ciekawość. Nie wiem, czy autorka ma w planie kontynuację, ale jeśli tak, to ja się piszę! 

Podsumowując: „STAGS” to ciekawa książka, którą czyta się bardzo szybko, a jednocześnie można sporo z tej lektury wynieść. Nie jest to jedna z tych młodzieżówek, o których od razu się zapomina. Myślę, że „STAGS” zostanie w mojej głowie jeszcze przez co najmniej kilka tygodni i że będę ją polecać znajomym. Przystępny język, wartka akcja, dobrze zarysowane postacie pierwszoplanowe i nieoczywiste zakończenie. Tak w wielkim skrócie mogłabym opisać tę książkę. Polecam. 


Magdalena Kubasiewicz „Gdzie śpiewają diabły”

Magdalena Kubasiewicz „Gdzie śpiewają diabły”


Jeżeli obserwujecie moje social media to wiecie, że Sylwia z bloga unserious.pl wyposażyła mnie niedawno w piękny pakiecik książek na podróż. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna, bo powieści znacznie umiliły mi jazdę pociągami i zadbały o miłe wieczory i poranki w Brnie, gdy akurat miałam wolne od pracy. 

Na „pierwszy rzut” poszła książka Magdaleny Kubasiewicz „Gdzie śpiewają diabły”. Zamierzałam się na nią od jakiegoś czasu i byłam bardzo mile zaskoczona, gdy zobaczyłam ją w paczce od Sylwii. Po powrocie ze spotkania od razu oddałam się lekturze.


O treści 


Pewnego dnia bez śladu ginie Ewa, bliźniacza siostra Piotra. Poszukiwania trwają całymi latami, bez skutku. Piotr jednak nie daje wygraną, tym bardziej, że nareszcie pojawia się szansa na znalezienie dziewczyny. W Azylu - miasteczku, o którym mało kto słyszał - zostaje zamordowana Patrycja. Okazuje się, że w jej rzeczach znajdowało się zdjęcie Ewy. Piotr jedzie tam, żeby zapytać, czy miejscowi wiedzą coś o jego siostrze. Napotyka jednak zmowę milczenia. Jest tylko jedna rzecz, o której mieszkańcy chętnie mówią. Legenda o diable i czarownicy. 



Moje wrażenia 


Książkę czytało mi się bardzo dobrze. Wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Zaintrygował mnie Azyl - to mroczne miasteczko nad jeziorem Diablim, gdzie ludzie są jakby inni, dzieciaki mówią jak dorośli i każdy ma swoją wersję legendy, która stała się miejscowym kultem. Pełno tu plastycznych opisów, dzięki którym łatwo sobie wyobrazić ten tajemniczy zakątek „pośrodku niczego”, a także jego osobliwych mieszkańców. Akcja płynnie przechodzi od jednego wątku do drugiego, nabiera tempa i nie traci przy tym niepokojącego, wręcz mglistego klimatu. Wielkie brawa dla autorki! Jedynym minusem według mnie jest nieco przegadane zakończenie, odzierające opowieść z całej tajemnicy. Za dużo wyjaśnień i dopowiedzeń. Postawienie kawy na ławę ostudziło moje achy i ochy. Wolę sama snuć domysły i zadawać sobie pytanie „o co tak naprawdę chodziło?”. Jednak to jedyny mankament tej książki, który niekoniecznie musi przeszkadzać innym czytelnikom. 

„Gdzie śpiewają diabły” polecam szczególnie miłośnikom tajemniczej atmosfery oraz legend, w których kryje się ziarno prawdy. 



Michalina Wisłocka „Sztuka kochania”

Michalina Wisłocka „Sztuka kochania”


Dziś kilka słów o książce, która zrewolucjonizowała polskie podejście do cielesności 40 lat temu. Potem sprawa ucichła, aż do niedawna, gdy to w kinach pojawił się film biograficzny „Sztuka kochania” z Magdaleną Boczarską w roli Michaliny Wisłockiej. 

Książka pt. „Sztuka kochania” to poradnik uwodzenia i seksu. Krok po kroku. Od pierwszych wrażeń wzrokowych, poprzez głos i zapach, aż do dotyku. Wisłocka zwraca uwagę na wiele ważnych aspektów, o których czasem się zapomina. Niektóre rzeczy jednak już stały się w naszych czasach normą, tak jak np. ładna bielizna, nawilżanie skóry dłoni, czy usuwanie nadmiernego owłosienia. Oczywiście w recenzji pominę niektóre hardcore’owe tematy ;) Wyobrażam sobie jednak, że znaczna część tych porad mogła zakrawać na wyuzdanie w latach 60, kiedy to „Sztuka kochania” została wydana.  

Znajdziemy tutaj zarówno podpowiedzi dla singli szukających dopiero swojej drugiej połówki, jak i dla wieloletnich małżeństw. Nie jest trudno rozpalić ogień pożądania na początku znajomości. Ale żeby go utrzymać przez lata, trzeba się już postarać. W temacie dłuższych związków Wisłocka wychodzi z założenia, że nie ma potrzeby szukać na boku tego, co można mieć „w domu”. 

Co najważniejsze, „Sztuka kochania” to instrukcja czerpania autentycznej przyjemności z bycia we dwoje. Bez wstydu i kompleksów, za to z uśmiechem i swobodą. Polecam tę książkę absolutnie wszystkim. Nieważne czy jesteście w związku, czy dopiero szukacie partnera/partnerki; nieważne czy uważacie się za fantastycznych kochanków, czy dopiero raczkujecie w tym temacie. Uwierzcie mi, na pewno znajdziecie tu coś dla siebie. 



Meik Wiking "Hygge. Klucz do szczęścia"

Meik Wiking "Hygge. Klucz do szczęścia"


Czy wiecie, że Duńczycy są najszczęśliwszym narodem na świecie? Pół roku temu spędziłam kilka dni w Kopenhadze i zauważyłam, że ludzie rzeczywiście są tam inni. Serdeczni i ciepli. Tam nikogo nie dziwi uśmiech posłany obcemu człowiekowi na ulicy. Nie ma patrzenia „spod byka”. A już na pewno nie ze strony Duńczyków. Prędzej można się tego spodziewać od turystów. 

Autor książki zajmuje się badaniami nad szczęściem. Sam zadaje sobie pytanie, jakim cudem można być najszczęśliwszym narodem na świecie mając tak niesprzyjające warunki pogodowe i tak wysokie podatki. Cóż. Duńczycy nie uzależniają szczęścia od warunków zewnętrznych, lecz od tego, co noszą sobie i co sami mogą dać światu. Dają sobie siebie samych. I sami siebie potrafią rozpieszczać. 

Hygge to „przytulność”. Kojarzy się z czułością, ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa. To powolne czytanie książki w towarzystwie miękkiego koca i pysznej herbaty. To też wieczór we dwoje spędzony na piciu gorącej czekolady przy rozpalonym kominku. Hygge to gry planszowe w towarzystwie przyjaciół, a nawet grill ze znajomymi. 

Hygge to przyjemna chwila tu i teraz. To czas, który stoi w miejscu. I płomień świecy, w który można się zapatrzeć. 

Już samo czytanie o hygge wprawiło mnie w błogostan. Zauważyłam też, że intuicyjnie wdrożyłam już do swojego życia kilka ”przytulnych” zwyczajów, np. celebrowanie lektury ulubionej książki („Mały książę”) pod kocem i z herbatą. Planuję już zakup naturalnych świec (zamiast sztucznych podgrzewaczy) i szukam miejsca na swój hyggekrog (kącik hygge). Chcę także zorganizować wieczór z planszówkami w towarzystwie znajomych. A co! Jak się bawić, to się bawić. A jak być szczęśliwym to na całego. 

Krzysztof Piskorski "Czterdzieści i cztery"

Krzysztof Piskorski "Czterdzieści i cztery"


Przyznaję się bez bicia: biorąc tę książkę do rąk nie byłam zbyt dobrze zorientowana, o czym jest. Wiedziałam tylko co nieco, że fantastyka, że steampunk... zrobiłam fatalny research. Nie doczytałam nawet porządnie notki wydawniczej na okładce! Czasami to źle, bo w takiej niewiedzy można wdepnąć w powieść, którą będziemy mieli chęć odłożyć po 30 stronach. Ale w tym przypadku spadłam na cztery łapy (znów więcej szczęścia niż rozumu...). Od zawsze byłam na bakier z historią i gdybym wiedziała, że fabuła aż tak mocno wżera się w wydarzenia z XIXw., pewnie bym sobie odpuściła. Tym samym straciłabym możliwość przeczytania naprawdę dobrej powieści. A tak, spędziłam z nią kilka przyjemnych wieczorów.

Na początku było mi dziwnie, gdy zobaczyłam nazwisko Juliusza Słowackiego, jako jednego z bohaterów. Potem pojawił się Sir Thomas Mitchell, Lord Byron, Adam Mickiewicz... Gdy już jednak przebrnęłam przez pierwszą falę szoku, mogłam się oddać przyjemności czytania. 

Świat przedstawiony przez Piskorskiego jest niesamowicie złożony, przez co interesujący. Składa się tak naprawdę z ogromnej liczby równoległych światów, w których czas nie gra roli. Są też ciekawe stworzenia, takie jak tetygoni, zaskakuny, a nawet słowiańskie bóstwo - Żmij. A to wszystko pośród trzylufowych rewolwerów i latających nad chmurami maszyn.

Szczególnie jednak na pochwałę zasługuje kreacja głównej bohaterki, Elizy Żmijewskiej. Jest to postać fikcyjna, wzorowana na najsilniejszych i najinteligentniejszych kobietach z XIXw. Wykształcona, znająca języki (o ile dobrze pamietam władała pięcioma), piekielnie bystra. Przewidująca, ale nieprzewidywalna. Potrafiąca z łatwością złamać szyfry zapisanych wiadomości. A do tego odważna, szlachetna, umiejętnie posługująca się bronią i znająca sztuki walki. Kobieta niezniszczalna. Superwoman, ale taka, w którą można uwierzyć. Eliza stała się moją idolką. Chciałabym choć w jakiejś części być do niej podobna. 

Podsumowując. Jestem pod wrażeniem książki „Czterdzieści i cztery” Krzysztofa Piskorskiego. Świat przez niego wykreowany na długo pozostanie w mojej pamięci. Polecam tę książkę każdemu, kto lubi fantastykę i klimaty steampunkowe. Nie przejmujcie się, jeśli w szkole historia nie była Waszą mocną stroną. Gwarantuję, że tak czy siak będziecie zadowoleni z każdej minuty spędzonej z tą książką. 

"Business English" (nr 70/2019, marzec-kwiecień)

"Business English" (nr 70/2019, marzec-kwiecień)


Czujecie już wiosennego powera? Bo ja tak. Gdy wydłużają się dni, gdy trawa się zieleni, gdy ptaki śpiewają –  wtedy czuję, że mogę wszystko. Nawet chce mi się uczyć nowych rzeczy! Dla tych z Was, którzy podobnie jak ja złapali wiosennego bakcyla do nauki, mam recenzję najnowszego numeru magazynu „Business English” Wydawnictwa Colorful Media. Może warto dotknąć nieco trudniejszego angielskiego?


Co w środku?

Najbardziej zainteresowały mnie artykuły dotyczące zdrowia i psychologii. W tekście „Health and Fitness Trends – 2019” znajdziemy nowe ćwiczenia, nowe gadżety i wyniki najnowszych badań dotyczących zdrowego odżywiania. Gratka dla tych, którzy chcą modnie zadbać o siebie. Drugi interesujący artykuł mówi o uważności i samoświadomości w kontekście wydawania pieniędzy („Mindful Saving – A More Thoughtful Approach”). Otwiera nam oczy na tricki manipulacyjne, którym jesteśmy poddawani w sklepach, a także na to, dlaczego nie powinniśmy wychodzić na zakupy głodni :) Trzeci tekst, który szczególnie przykuł moją uwagę to „Presentation and Public Speaking Mastery”. Wyjaśnia różnicę pomiędzy prezentacją a wygłaszaniem przemówienia, jednocześnie podpowiadając nam, jak przygotować się do wystąpień publicznych. Ciekawy jest również artykuł obalający mit artystów docenionych dopiero po śmierci („The Rise of the Artrepreneur”). To już nie te czasy, kiedy sprzedawało się obraz za piwo. Teraz artysta to też biznesmen. Wie, jak się cenić. 

W najnowszym numerze „Business English” przeczytamy także o smogu na świecie. Czy wiecie, że aż 8 z 20 najbardziej zanieczyszczonych miast Europy znajduje się w Polsce? Nie mamy się czym chwalić... Kolejny artykuł jednak napawa dumą. Tekst „Poland’s Prize Brands” mówi o polskich firmach i produktach, które zostały rozsławione na cały świat. 

Oprócz tego mamy m.in. artykuł o porcie w Gdańsku („Gdańsk – The Record Breaking Baltic Port”), o umowie handlowej o wolnym handlu EU z Wietnamem („EVFTA: Euro-Vietnamese Free Trade Agreement”), o otwartym w październiku 2018r. najdłuższym moście świata, łączącym Zhuhai i Hong Kong oraz o wojnie technologicznej pomiędzy Apple i Huawei („Travails in Tech”). Magazyn zabiera nas również w podróż na Hawaje ("Say Aloha to Hawaii"). 

Rozpisałam się, a i tak jeszcze o wielu rzeczach nie zdołałam Wam opowiedzieć. Dobrze. Niech coś Was zaskoczy! (np. miły dodatek od wydawnictwa do pobrania za darmo ze strony business-english.com.pl☺)

Tradycyjnie, pod tekstami zamieszczony jest słownik z trudniejszymi wyrazami. Listę słówek można także  pobrać ze strony wydawnictwa w formacie pdf. Artykuły są dostępne również w mp3 – fantastyczna opcja dla tych, którzy chcą szlifować słuchanie ze zrozumieniem. 

Podsumowując: najnowszy „Business English” to ponad 80 stron tekstów o dość wysokim poziomie zaawansowania j.angielskiego. Jestem pewna, że dużo wyniesiecie z tych artykułów, zarówno pod kątem nauki języka, jak i wiedzy ogólnej. Polecam!

Za udostępnienie najnowszego numeru „Business English” dziękuję Wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

http://kiosk.colorfulmedia.pl/ – sklep
https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media

Jozef Karika "Strach"

Jozef Karika "Strach"


O treści

Po wielu latach do rodzinnego Rużomberka powraca Jożo Karsky. Dom zazwyczaj kojarzy nam się z ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa. Jożo zastaje jednak puste cztery ściany mieszkania rodziców. Na dworze zima. Mróz, jakiego dawno nie było. Ponure wrażenie potęguje gęsty las u podnóża Czebratu. W miasteczku zaczynają znikać dzieci, a w Jożo odżywają najmroczniejsze wspomnienia sprzed 27 lat. Wspomnienia, przed którymi nie potrafi uciec, choćby nie wiadomo jak bardzo się starał.

Moje wrażenia

„Strach” to książka, która naprawdę przeraża. Połączenie lęku z szaleństwem stworzyło mieszankę wybuchową, która sprawiła, że miałam dreszcze, a jednocześnie nie mogłam oderwać się od lektury. Cały czas coś mnie ciągnęło do tej książki. Na szczęście czytałam ją w dzień. Czułam, że po wieczornej lekturze chyba bym nie zasnęła. Podobne wrażenia miałam czytając „Szczelinę” tego samego autora (recenzja tu). Nie pamiętam kiedy wcześniej tak się bałam.


Polecam „Strach” wszystkim, którzy naprawdę lubią się bać.

Co przegapiłem?
Coś ważnego, szeptał we mnie cichy głos. Umknęło ci coś ważnego i z tego powodu wydarzy się coś złego, bardzo złego.
 
Regina Brett "Bóg nigdy nie mruga"

Regina Brett "Bóg nigdy nie mruga"


Regina Brett to obecnie jedna z najbardziej znanych autorek poradników. Niedawno ukazała się w Polsce jej nowa książka „Mów własnym głosem”, a ja uświadomiłam sobie, że nigdy nie przeczytałam niczego co napisała, choć nieraz już miałam ochotę. Teraz nie odpuściłam, a wybór padł na „Bóg nigdy nie mruga”.

O czym jest ta książka?

Poradnik zawiera w sobie 50 felietonów na temat miłości, piękna, życia, wdzięczności, ale także choroby oraz śmierci. Brett sama przez lata walczyła z nowotworem, więc wie, czym są wątpliwości, niechęć, żal a nawet rezygnacja. W tych 50 opowiadaniach zawarła historie własne oraz ludzi, których dane jej było w życiu spotkać i którzy stali się dla niej wyjątkową inspiracją. 

„W rzeczywistości nikt nie ma kiepskiego życia. Ani nawet kiepskiego dnia. Co najwyżej kiepski moment.”

Jaka jest moja opinia?

Felietony tryskają optymizmem, czasem wręcz naiwnym. Nie wyobrażam sobie, żebym z okazji 50. urodzin miała wymienić znajomym 50 prezentów, które chciałabym dostać, albo zatrąbiła 50 (!) razy. Zdarzało się też, że wątpiłam w autentyczność opisanych wydarzeń, a raczej z dystansem podchodziłam do ich poetyckości. Wiem, że są w życiu piękne chwile i sama niejednokrotnie takich doświadczyłam, ale wydaje mi się, że te opisane przez Brett są miejscami zbyt słodkie, żeby były prawdziwe. Tym niemniej jeśli przesieje się je przez moje sceptyczne sito, nadal pozostają one wartościowe. Tylko bez tej cukierkowej otoczki.

„W życiu przydarza ci się to, co przyciągasz do siebie myślami”

Podsumowanie

Książka na pewno zyska na wartości, gdy sięgnę po nią rzeczywiście w trudnym momencie mojego życia. 
I to też polecam Wam. Niech leży sobie na szafce obok łóżka. Niech będzie w pogotowiu, gdy najdą Was złe myśli. Wtedy na pewno ukoi Wasze serca. Nie czytajcie jej od deski do deski. Ja tak zrobiłam i trochę żałuję.

„Jaki powinien być Twój następny, właściwy krok? Nieważne, o co chodzi – po prostu zrób to.”

Wiesław Myśliwski "Ucho igielne"

Wiesław Myśliwski "Ucho igielne"


Gdy brałam do rąk tę książkę, wiedziałam, że czekają mnie godziny spędzone w przyjemny, ale i wartościowy sposób. Nie zawiodłam się. 

„Ucho igielne” przedstawia wydarzenia z życia człowieka, od wieku szkolnego aż do starości. Jest przepełnione nachodzącymi na siebie, nieraz bardzo emocjonującymi historiami. Chronologia nieraz jest zachwiana, więc trzeba uważać, żeby się nie pogubić. 

„Czas lubi się tak nieraz zamienić z innym czasem. Czas jest chytry jak lis, a bywa i złośliwy. Potrafi płynąć w tę i zarazem w przeciwną stronę. A tylko nam się wydaje, że zawsze płynie razem z nami i nasze życie wyznacza mu granice.”

Powieść porusza głównie tematy starości i młodości, czasami niestety w dosyć stereotypowy sposób, w myśl że: Młodość nie szanuje starości, a starość przecież ma jej tyle do przekazania mądrością doświadczenia. To zero-jedynkowe podejście drażniło podczas lektury czytania, bo: po pierwsze -  nie zawsze jest tak, że młodzi nie potrafią uszanować starości. Często spotykam się z nastolatkami, którzy bardzo cenią czas, spędzony ze swoimi dziadkami, babciami. A i obcych chętnie posłuchają, gdy mają coś mądrego do powiedzenia. I tu idzie „po drugie” - starość nie jest gwarantem mądrości, ale potrafi zrobić wokół siebie taką otoczkę, że nawet nie wypada twierdzić, że jest inaczej…

Ale to jedyny minus tej powieści. 

Książka napisana jest pięknym i plastycznym językiem. Żyłam w niej. Czułam się, jakbym naprawdę tam była. Pytanie tylko: gdzie? Autor nie mówi, gdzie dzieje się akcja. Trzeba się domyślić. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron i ponownym spojrzeniu na okładkę puzzle w mojej głowie zaczęły się układać w spójną całość. Odkryłam, że tłem wydarzeń opisanych w „Uchu igielnym” jest Sandomierz – miasto, które znam całkiem nieźle, gdyż urodziłam się w sąsiadującym z nim Tarnobrzegu. Podczas jednej z wycieczek przechodziłam nawet przez tytułowe Ucho Igielne! To miejsce po lekturze książki nabrało dla mnie nowego, symbolicznego znaczenia. 

Czytelnicy zarzucają Myśliwskiemu, że „Ucho igielne” to jego najsłabsza powieść. W tej kwestii niestety nie mam swojego zdania, bo jest to jedyna książka jego autorstwa, którą do tej pory przeczytałam. Może kiedyś sięgnę po inną. Jedyne, co mogę powiedzieć teraz to to, że „Ucho igielne” bardzo mi się podobało. Nie czyta się go łatwo, nieraz trzeba się zatrzymać, żeby przetrawić właśnie opowiedzianą historię, ale to sprawia, że o tej książce się po prostu myśli, nawet gdy nie ma się jej w rękach. 

The Mystery Blogger Award

The Mystery Blogger Award

Jakiś czas temu zostałam nominowana przez Sylwię z Unserious.pl  do zabawy „The Mystery Blogger Award”. Dziś odpowiadam na zaproszenie ☺

Co to jest „The Mystery Blogger Award”?


Nagroda Mystery Blogger Award to nagroda dla niesamowitych blogerów o genialnych postach. Ich blogi nie tylko urzekają; one inspirują i motywują. Są jednymi z najlepszych na świecie i zasługują na każde uznanie, jakie otrzymują. Ta nagroda jest również dla blogerów, którzy znajdują radość i inspirację w blogowaniu; i robią to z wielką miłością i pasją.


Zasady:


1. Umieść logo/zdjęcie nagrody na swoim blogu.
2. Wymień zasady.
3. Podziękuj temu, kto Cię nominował i podaj link do jej/jego bloga.
4. Wspomnij twórcę nagrody i podaj również jego link  (wygląda na to, że blog twórcy już nie istnieje)
5. Powiedz swoim czytelnikom 3 rzeczy o sobie.
6. Musisz nominować 10-20 osób (nominuję 5 ☺)
7. Powiadom swoich nominowanych, komentując to na ich blogach. (poinformuję przez social media ☺)
8. Zadaj swoim kandydatom 5 dowolnych pytań; w tym jedno dziwne lub zabawne (sprecyzuj)
9. Udostępnij link do Twojego najlepszego wpisu (wpisów).

3 rzeczy o mnie
Po prawej stronie jest wszystko napisane ☺ 

A z rzeczy nieoczywistych:
  • Założyłam minikolekcję wydań „Małego Księcia” w różnych językach
  • Godzinami grywam w planszówki
  • Moim ulubionym serialem od 14 lat jest „Supernatural”. I choćby nie wiadomo co się działo, choćby nie wiadomo jak czasami wiało nudą i powtarzalnością, to i tak zawsze oglądam go jak zaczarowana ☺

Przyszedł czas, żeby odpowiedzieć na pytania Sylwii. 

Do dzieła! 


1. Cudze chwalicie, swego nie znacie – jakie rodzime książki (przynajmniej ze trzy tytuły) polecacie i dlaczego?

Podaję serie, bo nie jestem w stanie wybrać tylko 3 ulubionych książek ☺ 
  • "Saga Wiedźmińska" Sapkowskiego (oczywiście ☺)
  • "Trylogia Husycka" Sapkowskiego
  • "Pan Lodowego Ogrodu" Grzędowicza

Oprócz tego warto też przeczytać „Gnój” Wojciecha Kuczoka i „Sońkę” Ignacego Karpowicza.

Dlaczego? Bo są naprawdę świetnie napisane. Wciągają tak, że zapomina się o całym świecie. A w temacie rodzimej fantastyki, to obaj autorzy Sapkowski i Grzędowicz, mają rewelacyjne poczucie humoru. No i naprawdę umieją bardzo dobrze zbudować postaci. Takie książki czyta się z ogromną przyjemnością.


2. Dokończ zdanie. Nigdy nie…

Nigdy nie odważyłabym się zanurkować.


3. Latanie czy teleportacja? Którą z tych dwóch umiejętności chciałbyś posiąść i dlaczego?

Teleportacja. Żyję bardzo szybko i przydałby mi się taki sposób przemieszczania, żebym mogła np. cały dzień spędzić spokojnie w domu, a wieczorem teleportować się na koncert na Słowacji ☺ Zaśpiewać, a potem na „pstryk” wrócić do domu.


4. Zrządzeniem losu zostajesz zesłana/-y na bezludną wyspę. Towarzystwa na miejscu może dotrzymywać Ci trzech dowolnych książkowych bohaterów. Kim będą i dlaczego wybór padł właśnie na nich?

  • Geralt z Rivii – Silny, męski, nieustraszony... Ach! Rozmarzyłam się...
    Ekhm... Oczywiście, chodziłoby tylko o to, żeby był w gotowości w razie, gdyby gdzieś w krzakach kryły się potwory ☺
  • Jaskier – Razem dbalibyśmy o rozrywkę. Pewnie niejedną świńską piosenkę mielibyśmy w repertuarze ☺ 
  • Hermiona Granger – Wyczarowałaby dla nas caaałe stosy książek!


5. Włączamy luz. ;) Jaki samochód do Ciebie pasuje, jest Twoim odzwierciedleniem i dlaczego?

Volkswagen Beetle ☺ Jest nieduży i fikuśny ☺ Myślę, że z takim autkiem bym się dogadała ☺


Pytania i nominacje.


1. Czytając książkę stwierdzasz, że nudzi Cię ona niemiłosiernie. Doczytujesz do końca, czy odkładasz ją i bierzesz następną?
2. Po obejrzeniu filmu dowiadujesz się, że jest on ekranizacją książki. Czytasz później tę powieść, czy odpuszczasz lekturę?
3. Który bohater jest najbardziej podobny do Ciebie lub którym chciałbyś być?
4. Jaka książka zrobiła na Tobie najgorsze wrażenie?
5. Ok, teraz będzie muzycznie ☺ Gdyby Twoje życie miało soundtrack, to z jakich piosenek by się składało? 


Zapraszam 5 osób :) 




Co do najlepszego wpisu, to sama nie wiem, jak to ugryźć, więc podam jeden najpopularniejszy i jeden taki, do którego mam największy sentyment.

Najwięcej wejść ma recenzja „Achai” Ziemiańskiego. Sama nie wiem, dlaczego ☺ Link tu.

A ja największym sentymentem darzę wpis o „Portrecie Doriana Graya” Wilde’a. Pamiętam emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania tej książki. Pamiętam też, jak ciężko mi było pisać tę recenzję. Dlatego bardzo cieszę się, że powstała. Link tu.


Ok, to by było na tyle dziś. Zapraszam Was za tydzień na recenzję „Ucha Igielnego” Wiesława Myśliwskiego.

Dziękuję za zabawę ☺ 

Życzę Wam miłego dnia❤

Copyright © Sonia Czyta , Blogger