Andrzej Ziemiański "Achaja"
W końcu doczekałam się czasowych możliwości na nowy wpis. Swój powrót do blogosfery zaczynam od powieści, która niestety mnie nie urzekła. Wolałabym powitać Was „z grubej rury” entuzjastycznym „Ale ekstra książkę ostatnio czytałam!”. Trafiłam jednak na „Achaję” Andrzeja Ziemiańskiego.
„Achaja” jest trzytomową
powieścią zaliczaną do fantastyki. Dwie pierwsze części dostały nominację do
Nagrody im. Janusza A.Zajdla. Książka nie dość, że pasowała do mojego wyzwania
„Czytam polskie serie”, to jeszcze o mały włos, a dostałaby najbardziej
prestiżową nagrodę z dziedziny fantasy w Polsce. Z ogromnym optymizmem więc
sięgnęłam po nią. Z czym się zetknęłam? Z przerażającą przeciętnością.
Główną bohaterką jest
kilkunastoletnia księżniczka. Jej ojciec po śmierci żony związał się z młodszą
o rok od córki dziewczyną. Macocha poniża Achaję na każdym kroku, a kropkę nad
„i” stawia, gdy wysyła ją do wojska. Tam, na służbie, księżniczka – pozbawiona
specjalnego traktowania – poznaje prawdziwe życie w „normalnym” (czyt.
okrutnym) świecie, z którym wcześniej nie miała do czynienia.
Drugi wątek dotyczy
zakonnego skryby Zaana i młodego, nieokrzesanego rozbójnika – Siriusa. Panowie,
spotykając się, wpadają na „genialny” plan, dzięki któremu mogą pławić się w
bogactwie i mataczyć do woli na książęcym dworze.
I ostatnia główna postać –
dla mnie najciekawsza – czarownik Meredith. Człowiek, który skupia się na
niesieniu pomocy innym, nagle otrzymuje zadanie od samego boga – propozycję nie
do odrzucenia. Jak sobie z nią poradzi? Czy mimo wszystko pozostanie wierny
starym ideałom?
Akcja ciągnie się niemiłosiernie
przez większość książki. Dopiero pod koniec tempo przyspiesza i to znacznie
podnosi moją ocenę. Co mnie jednak najmocniej uderzyło, to mizerna
charakterystyka postaci. Właściwie żadna z nich nie ma konkretnego portretu
psychologicznego. Wiemy tylko, że Zaan jest sprytny, Sirius przygłupawy,
Meredith zagubiony, a Achaja z zahukanego dziewczęcia staje się superbohaterką,
zdolną za jednym razem zabić kilku doświadczonych rycerzy. Tyle, że ja chyba z
idiotów i superbohaterów wyrosłam. Wiem, że powieść wpisuje się w gatunek
fantasy, ale nawet tam lubię mieć do czynienia z bohaterami z krwi i kości.
Wiele słyszałam, bądź czytałam
o wulgarnych opisach, czy seksistowskich poglądach autora przelewanych na
papier. Cóż... nie spotkałam tu niczego, co mogłoby mnie zgorszyć. Czy suknia
ocierająca się o nagi biust Achai ma spowodować rumieniec na mojej twarzy? Czy
osąd, że dziwki są lepsze w łóżku od żon naprawdę ma mnie oburzyć? Powiem tak:
po traumatycznym spotkaniu z „twórczością” Manueli Gretkowskiej, chyba już nic
nie jest w stanie mnie zdemoralizować, więc niech pan Ziemiański sobie pisze,
co chce.
O wiele bardziej za to raziły
mnie niedociągnięcia stylistyczne, czy brak logiki w opisywanych wydarzeniach. Liczne
powtórzenia, niedokładna interpunkcja, szastanie samogłoskami, żeby wzmocnić
okrzyk bohatera („Yyyyyyyyyyyyyyeeeeeeeeeeeeaaaaaaaaaaaaaaa!”)... Po co? Już
nawet przekleństwa tak mi się nie rzucały w oczy, jak to.
Podsumowując powiem
kolokwialnie: „szału nie ma”. Mocno się zastanawiam, czy sięgnąć po drugi tom.
Jeśli to zrobię, to tylko z nadzieją, że będzie lepszy od pierwszego.
A Wy jakie macie
doświadczenia z „Achają”? Czytaliście? Co sądzicie? Warto brać się za drugą
część?
Tytuł: Achaja
Cykl: Achaja (tom 1)
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Liczba stron: 688
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Moja ocena: 5/10
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Liczba stron: 688
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz