George R.R.Martin "Starcie królów"
Długo czytałam tę książkę, prawie dwa miesiące.
Nie było mi z nią po drodze, najpierw sesja, potem inne obowiązki – jednak gdy
już udało mi się „ukraść” chwilę, zatracałam się w lekturze i nic nie było w
stanie mnie od niej oderwać.
Król zginął. Tron odziedziczył młody Joffrey,
władca bezlitosny, owoc kazirodczego związku rodzeństwa Lannisterów. Jednakże
chętnych do panowania jest więcej i każdy, póki żyje, nie odpuści. Czytając,
poznajemy liczne strategie każdego z pretendentów do tronu. Jesteśmy świadkami
okrutnej walki o władzę, szpiegowania, zdrady, bratobójstwa i kryzysu wszelkich
zasad moralnych. Niektórzy nawet imają się magii, by zniszczyć przeciwnika, nie
brudząc przy tym swych białych, lordowskich, rękawic.
Nie bez powodu Martin został nazwany mistrzem
opisów. Gdy wzięłam „Starcie...” do ręki (a wcześniej „Grę o tron”), cały świat
w nim przedstawiony otoczył mnie tak, że nie byłam w stanie myśleć o niczym
innym. W głowie przewijały mi się obrazy plastyczne, filmowe. Wyciągały do mnie
swe macki i za nic nie chciały mnie wypuścić do „normalnego” świata. Krwawe i
intensywne relacje z bitew działały na mnie tak bardzo, że sama nieraz czułam
smak krwi, moje serce biło mocno, a na twarzy pojawiał się grymas obrzydzenia.
Autor manipulował moimi uczuciami. Czasem nawet zmuszał mnie do tego, bym
zamknęła na chwilę książkę i ocknęła się po tym, co właśnie przeczytałam.
Drugi tom cyklu „Pieśń lodu i ognia” trzyma
poziom. Nie mogę się doczekać, aż wezmę do ręki tom trzeci – ciekawe czym tym
razem zaskoczy mnie autor.
Tytuł oryginalny: A Clash of Kings
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Liczba stron: 1022
Wydawnictwo: Wydawnictwo Zysk i S-ka
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz