Artur Tojza "Słona wanilia"


Tym razem przychodzę do Was z gatunkiem, który rzadko można u mnie znaleźć - powieść obyczajowa. A to wszystko za sprawą Artura Tojzy, którego poznałam przy okazji krwawego i emocjonującego thrillera "Farreter" (recenzję możecie znaleźć tutaj). Ciekawa byłam jak poradził sobie z delikatniejszym gatunkiem.

Bohaterowie "Słonej wanilii" są licealistami, uczęszczającymi do szkoły w Gdyni. Tomek to typowy outsider. Siedzi z nosem w komiksach, nie wychyla się, nie zwraca na siebie uwagi, ale jak już puści żart to soczysty. Problem w tym, że nie każde miejsce jest odpowiednie do "śmieszkowania". A już na pewno nie nadaje się do tego gabinet szkolnej psycholożki. Na skutek durnego wygłupu, Tomek trafia na dywanik do swojej wychowawczyni, a ta za karę angażuje go do pomocy przy organizacji imprezy walentynkowej. Dla niego to combo nieszczęść. Powiedzieć, że Tomek nie przepada za walentynkami to jakby nic nie powiedzieć. On wręcz NIENAWIDZI walentynek! A teraz zostaje wrzucony w sam środek magmy czerwonych serduszek, serduszeczek, serduszuniek i "słitaśnych" misiaczków. 

Amanda i Anna zarządzają całą organizacją imprezy. To prawdziwe szkolne gwiazdy. Anna jest piękną, spokojną dziewczyną, o bystrym umyśle i niesamowitej inteligencji. Amanda zaś olśniewa urodą, a mężczyźni szaleją na jej punkcie. Jest utalentowaną organizatorką i właściwie to ona rozdaje karty w Klubie Pomocników. Po szkole pracuje jako modelka. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, a wszystko, czego się dotknie "zamienia w złoto". Tym bardziej dziwi brak zainteresowania ze strony Tomka. Dziwi nie tylko czytelników, ale i bohaterki, które w związku z zaistniałą sytuacją stawiają sobie za cel zburzenie muru, którym otoczył się Tomek. Całej akcji przewodzi - jakżeby inaczej! - Amanda. Chłopak wydaje jej się fascynujący, bo jako jeden z niewielu nie patrzy na nią jak na "kawał mięsa", a nawet pozwala sobie na żarty, które stoją tak daleko od flirtu jak to tylko możliwe. Jest dla niej powiewem świeżości, którego tak bardzo potrzebuje będąc obiektem "końskich zalotów" ze strony kipiących hormonami licealistów.

Na początku Tomek strasznie mnie denerwował. Często myślałam sobie "Co za burak!", przez co lektura szła mi jak po grudzie, jednocześnie wiedziałam, że to dobrze, że główny bohater wzbudza emocje. Później już przywykłam do jego osobowości. Wszyscy bohaterowie, z resztą, wykreowani są realistycznie. Czułam się, jakbym czytała o prawdziwych ludziach, a nie o postaciach budowanych na potrzeby książki. Nie zdziwiłabym się, gdybym kiedyś w SKM-ce spotkała Amandę o kolorowych włosach lub zatopionego we własnych myślach Tomka. 

"Słoną wanilię" czyta się bardzo dobrze. Napisana jest lekko i potoczyście. Nie wzbudza skrajnych emocji, jak "Farreter", ale nie takie przecież jest jej zadanie. Lektura tej książki sprawiała mi przyjemność i pomagała się rozluźnić. Polecam tym, którzy lubią szkolno-młodzieżowe klimaty, ale nie tylko. Sama raczej obracam się w innych gatunkach literackich, z fantastyką w rękach czuję się najlepiej, a jednak miło było się odprężyć przy obyczajówce. Z przyjemnością sięgnę po następny tom.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Autorowi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Sonia Czyta , Blogger