Artur Tojza „Farreter” (tom I cyklu „Alicja w krainie zbrodni”)


Dawno już nie czytałam żadnego thrillera, dlatego gdy nadarzyła się sposobność poznania nowego cyklu, nie wahałam się ani chwili. Tym bardziej, że akcja dzieje się w bliskim mi geograficznie Trójmieście w czasach współczesnych. 

Pewnego ciepłego dnia w domku letniskowym na obrzeżach Gdyni zostaje znalezione zmasakrowane ciało ultraradykalnego aktywisty LGBT. Chwilę później w podobny sposób ginie skrajnie fanatyczny ksiądz. Tych ofiar pozornie nie łączy ze sobą nic, a jednak zbyt dużo tu analogii. Śledztwo zostaje przydzielone zespołowi kierowanemu przez Alicję Zając, który dość sprawnie radzi sobie z odnalezieniem klucza, według którego działa zabójca. Nie pozwala to jednak zapobiec kolejnym zbrodniom. Szaleniec zawsze jest o krok przed policjantami i szerokim, wręcz teatralnym gestem podrzuca im następne ofiary. 

Książkę od samego początku czytało mi się bardzo dobrze, wciągnęła mnie już od pierwszych stron. I choć opis pierwszej zbrodni był dla mnie skokiem na głęboką wodę, z czasem przyzwyczaiłam się, że zabójca uśmierca swe ofiary z fantazją i polotem. Sprawa ze strony na stronę stawała się coraz większa i coraz bardziej zagmatwana, aż w końcu przeszła pewien próg bólu, po którym wszystko powinno się już zacząć układać. Jednak to nie takie proste i nawet gdy wydawało się, że zbliżamy się do rozwiązania, okazywało się, że jednak ciągle depczemy zabójcy po piętach, zamiast go wyprzedzić i powstrzymać. 

Jestem trochę zawiedziona główną bohaterką, mam bowiem wrażenie, że za mało było Alicji Zając w sprawie prowadzonej przez Alicję Zając.  Wydaje mi się, że najbrudniejszą robotę wykonywał jej - niebędący policjantem, ale zaaprobowany przez komendanta za niekonwencjonalne myślenie - brat, Damian. Jego polubiłam właściwie od samego początku. Podobały mi się też postacie poboczne. Dresiarze spod bloku zrobili naprawdę świetną robotę w tej książce dodając wątek humorystyczny i nie tylko. Intrygującym bohaterem stał się dla mnie rosłej budowy, a jednak wrażliwy pisarz literatury kobiecej i chciałabym, żeby pojawiał się częściej. A wracając jeszcze na moment do głównej bohaterki, mam nadzieję, że w kontynuacji cyklu Alicja bardziej dojdzie do głosu, pokaże kobiecą siłę i zrobi coś takiego, że „czapki z głów”. 

Podobały mi się nawiązania kulturalne do filmów i językowe do jidysz. Dodawały one pikanterii całej sprawie. Akcja toczyła się w bardzo dobrym tempie, choć mogłoby być jeszcze lepsze gdyby nie wrzutki z prywatnego życia bohaterów, które czasem mi się dłużyły. Ale to naprawdę drobnostka w porównaniu z ogólnym bardzo dobrym wrażeniem.

Ok, do brzegu. „Farreter” to kawał porządnego thrillera, który zaangażuje Was emocjonalnie na tyle, że nie będziecie chcieli odkładać ebooka (książka dostępna wyłącznie w formacie cyfrowym). Fabuła od początku do końca jest spójna i logiczna. Autorowi udaje się uchronić przed „efektem dużej chmury i małego deszczu” (tak nazywam w kryminałach pompowanie sprawy do gigantycznych rozmiarów, po którym następuje pospieszne i bezsensowne rozwiązanie), z czym niejednokrotnie się spotykałam u innych pisarzy. Przez tę książkę po prostu się płynie. Jestem bardzo ciekawa kontynuacji, a Wam gorąco polecam lekturę.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorowi. Cieszę się, że mogłam napisać kilka słów o powieści, która tak bardzo mi się podobała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Sonia Czyta , Blogger