Roger Lancelyn Green „Mity Skandynawskie”
W ciągu ostatnich 9 miesięcy dwukrotnie gościłam w Skandynawii. Nie wliczam w to 9-godzinnego pobytu na lotnisku w Kopenhadze kilka tygodni temu, gdy piloci SAS strajkowali, co skutkowało odwołaniem mojego lotu do Zurychu. Mówię raczej o kilkudniowych pobytach, które bardzo miło wspominam ;) Pierwszy raz to była podróż poślubna do Kopenhagi, podczas której udało nam się załapać na koncert ulubionego zespołu mojego Męża, U2. Drugi wyjazd był do Oslo. W obu przypadkach byłam zachwycona Skandynawią, jej wyglądem, mieszkańcami, podejściem do życia (zapraszam do zapoznania się z recenzją książki o Hygge). Trochę mniej zachwycona byłam tamtejszymi cenami, no ale trudno. Coś za coś.
Idąc za ciosem postanowiłam w końcu zapoznać się z Thorem, Lokim i innymi mitologicznymi bóstwami rodem ze Skandynawii. Bo o ile wierzenia starożytnych Greków i Rzymian są znane wszem i wobec, o tyle bóstwa ludów północy były dla mnie zagadką. Dlatego gdy zobaczyłam w bibliotece książkę R.L.Greena, nie wahałam się ani chwili.
„Mity Skandynawskie” Greena to zbiór opowieści od powstania świata aż do legendy o Zmierzchu Bogów (Ragnaröku), kiedy to ze zgliszczy starego świata ma się wyłonić nowy, pozbawiony przemocy i wojen. Mity przedstawione są w sposób lekki i przystępny, choć niemało w nich przemocy. Ci Skandynawowie to chyba lubili krew. W sumie to samo można powiedzieć też o Grekach i Rzymianach... takie były czasy. Green pisze prostym językiem, czasem nawet zbyt prostym. Budowanie napięcia też nie jest najwyższych lotów niestety. Wyobrażam sobie, jak niektóre z wydarzeń mógłby opisać np. Tolkien, Martin lub nasz rodzimy Grzędowicz... byłoby to coś niesamowitego! Te historie mają w sobie ogromny potencjał. Ale jednego nie mogę odmówić tej książce. Zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po inne pozycje w temacie mitologii skandynawskiej. Po lekturze mam taki niedosyt, że czym prędzej zechcę zgłębić temat dziejów Odyna, Thora i Lokiego.
Lektura „Mitów Skandynawskich” otworzyła mi oczy na ich szerokie zastosowanie we współczesnej kulturze, literaturze i sztuce. Czym innym jest WIEDZIEĆ o tym, a czym innym jest UŚWIADOMIĆ SOBIE TO i zobaczyć na własne oczy. Szok! Całe tolkienowskie Śródziemie, Midgaard z "Pana Lodowego Ogrodu" Grzędowicza, komiksy Marvela, ... to wszystko zaledwie maleńki ułamek ze spuścizny mitologii skandynawskiej.
Podsumowując: Uważam, że „Mity Skandynawskie” Greena to książka idealna dla świeżaków, którzy dopiero łapią bakcyla na puncie bóstw północy. Zarysowuje ogólne wydarzenia, ich przyczyny i skutki. Jest porządnie usystematyzowana i zachowuje chronologię zdarzeń. Bohaterowie są dobrze skonstruowani, a ich cechy charakterystyczne od razu wysuwają się na pierwszy plan. Ta książka zdecydowanie jest warta uwagi.
Teraz moja prośba do Was. Jeżeli czytaliście, lub ktoś z Waszych znajomych czytał inne książki w temacie mitologii skandynawskiej, to podzielcie się się tytułami. Będę Wam za to bardzo wdzięczna!
Nie są to moje klimaty czytelnicze, ale recenzja świetna. 😊
OdpowiedzUsuńDzięki! I pozdrawiam :)
UsuńKiedyś prawie się skusiłam na mity (inny autor) ale jakoś nie wyszło. Czasami żałuję. O na przykład teraz ;)
OdpowiedzUsuńHehe :) Polecam w takim razie jeszcze bardziej ;) Też się nie mogłam zebrać, ale warto było przysiąść. Pozdrawiam :)
UsuńMyślę, że teraz warto sięgnąć po Mitologię nordycką Gaimana. Też dobra na początek. ;)
OdpowiedzUsuńJako jedyna odpowiedziałaś na moje pytanie! Dzięki! :*
Usuń