Ryszard Kapuściński "Heban"


Pamiętam jak kilkanaście lat temu mój Przyjaciel kolekcjonował książki Ryszarda Kapuścińskiego wydawane wraz z Gazetą Wyborczą. W międzyczasie ów Przyjaciel stał się moim Mężem, a na skutek „łączenia półek” reportaże Kapuścińskiego weszły również w moje posiadanie :) swoją przygodę z Kapuścińskim rozpoczęłam od nieudanego spotkania z „Cesarzem”. To jeszcze nie był dobry moment na tę lekturę, ale gdy wróciłam do „Cesarza” kilka lat później, przeczytałam go jednym tchem. Teraz wybrałam się wraz z Ryszardem Kapuścińskim do Afryki. Zapraszam Was na kilka słów o „Hebanie”. 

Moja czytelnicza podróż po Afryce trwała dobre dwa miesiące. Mogłam tę książkę przeczytać szybciej, a jakże! Mogłam, ale nie chciałam. I z tego miejsca najmocniej przepraszam Maję, która musiała trochę poczekać, aż dokończę książkę, o której porozmawiamy sobie w ramach „Buddy readingu” już wkrótce.

Podczas tych dwóch miesięcy poznawałam afrykańskie zwyczaje i mentalność, a także historię i kulturę tamtejszej ludności. Zauważyłam że Afryka jest pełna skrajności i nijak nie daje się ujednolicić w ocenie. Każdy kraj, każde miasto, wioska, a nawet każde plemię pełne jest cech, których nie znajdzie się nigdzie indziej. Na temat tej afrykańskiej różnorodności pięknie napisał Kapuściński:

    „Afryka to tysiące sytuacji. Najróżniejszych, odmiennych, najbardziej sobie przeciwnych. Ktoś powie: - Tam jest wojna. I będzie miał rację. Ktoś inny: - Tam jest spokojnie. I też będzie miał rację. Bo wszystko zależy od tego - gdzie i kiedy.”

Co jednak urzekło mnie najbardziej w tej książce, to język, jakim posługuje się Kapuściński. Pisze on tak niesamowicie, że niejednokrotnie przecierałam oczy ze zdumienia. Każdy akapit to uczta dla czytelnika. 

Oczywiście, historia Afryki nie jest usłana różami, często działy się tam sceny makabryczne, ale i o nich Kapuściński pisze bardzo umiejętnie, adekwatnie i z należytą uwagą. Przykładem jest tu opis przewrotu w Liberii w 1980 roku, kiedy to Samuel K. Doe wraz z kolegami zamordował prezydenta Williama Tolberta, a samego siebie mianował głową państwa. Po prawie dekadzie rządów został obalony i zakatowany na śmierć przez swojego przeciwnika, Charlesa Taylora, a taśmę z dwugodzinnym nagraniem tortur, w niektórych barach, można było oglądać bez przerwy. Wstrząsające, prawda? Odsyłam do rozdziału „Stygnące piekło”. 

Zdarzają się również momenty pogodne oraz kontemplacyjne. I tutaj Kapuściński czaruje w sposób najpiękniejszy. Tak dobiera słowa i zwalnia tempo narracji, że czytelnik upaja się każdym zdaniem. Właśnie te fragmenty oczarowały mnie najbardziej. Mój egzemplarz „Hebanu” wzbogacił się o mnóstwo zakładek i samoprzylepnych karteczek. Chętnie będę wracać do ulubionych akapitów. 

Po „Hebanie” moja głowa wypełniła się przemyśleniami, nie tylko tymi na temat Afryki, ale też o życiu, śmierci, wartościach, rozwoju i relacjach. Inaczej się patrzy na świat przez pryzmat komputera, a inaczej gdy kamieniem milowym w rozwoju społeczeństwa staje się plastikowy kanister na wodę. Gorąco polecam Wam tę książkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Sonia Czyta , Blogger