Lorde "Melodrama"

Pewnego dnia podczas śniadania usłyszałam w Radiowej Trójce przepiękną piosenkę, taką z gatunku „moich ulubionych” – romantyczną, melodyjną, trochę smętną, z dobrym tekstem. Rzadko chce mi się płakać słuchając muzyki, zazwyczaj rozkładam ją na czynniki pierwsze – takie moje zboczenie zawodowe. Jednak tym razem było inaczej. Piosenka trafiła prosto w moje serce, a ja nawet nie próbowałam hamować łez. Gdy wybrzmiały ostatnie akordy, głos prowadzącego powiedział, że to piosenka „Liability” z płyty Lorde pt. „Melodrama”. Nigdy nie słyszałam o tej artystce, ale ten jeden utwór sprawił, że wpadłam jak śliwka w kompot. Chciałam czym prędzej zapoznać się z całą płytą Lorde.

Wielkie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że ta wokalistka ma zaledwie 20 lat. Utwory na płycie „Melodrama” są bardzo dojrzałe, stanowią intymny portret kobiety wraz z jej wrażliwością, troskami i wątpliwościami. Lorde opowiada o odkrywaniu samej siebie, o dobrych i złych wyborach, których konsekwencje odczuła na własnej skórze. Jednak nie jest to płyta rzewna. Dużo w niej energii, jak w młodej kobiecie, która ma na tyle siły, by po każdym upadku wstać, otrzepać się i iść dalej własną drogą. 

Krążek otwiera „Green Light”, przy którym już trudno usiedzieć w bezruchu. W podobnym stylu poprowadzone są następne trzy piosenki – rytmiczne, z mocnym bitem i  zmienne, jak miniaturowe mozaiki obfite w kolory. Wytchnienie daje dopiero wspomniana przeze mnie na wstępie piosenka „Liability”. To ona rozpoczyna refleksyjną część płyty. Po niej następuje „Hard Feelings/Loveless” o skrzywdzonej miłości, której apogeum następuje w przepięknym „Writer in the Dark”. Tutaj Lorde pokazuje ciepło głosu w niższych tonach i przepiękną płaczliwość w falsecie, a to wszystko ma pełne uzasadnienie w tekście – coś wspaniałego! W „Supercut” odcinamy się od wcześniejszego nastroju piosenek, by powrócić do niego przy „Liability (Reprise)”. Płyta kończy się pełnym ikry manifestem wyzwolonej młodości („Perfect Places”).

Płytę polecam każdemu, kto nie boi się nowych brzmień. Od kilku lat słucham Radiowej Trójki i coraz bardziej podobają mi się „Trójkowe” klimaty, dlatego płyta Lorde totalnie mnie zachwyciła. Jest inna, niż to, co obserwujemy we współczesnych, popularnych nurtach muzycznych. I ja tę inność kupuję.


PS. Po zapoznaniu się z płytą miałam okazję oglądać w Internecie koncert Lorde podczas Festiwalu Open’er w Gdyni. Niestety nie mogłam tam się zjawić osobiście, czego bardzo żałuję, bo to, co pokazała ta dziewczyna było zachwycające! Temperament, charyzma i artystyczne zacięcie – tak potrzebne na scenie, a tak rzadko spotykane, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Chwyciła mnie za serce i nie chciała puścić aż do końca koncertu. Była zjawiskowa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Sonia Czyta , Blogger