"Ostanowka: Rossija" (nr 28 | październik - grudzień 2018)

"Ostanowka: Rossija" (nr 28 | październik - grudzień 2018)


Dzień dobry w poniedziałkowy poranek!

Dziś wpis inny niż wszystkie. Dla eksperymentu postanowiłam zrobić fotorecenzję. Jej bohaterem został magazyn językowy „Ostanowka: Rossija!” Wydawnictwa Colorful Media.

Już na okładce widać, że ten numer jest wyjątkowy. Podobnie jak w przypadku „Français Present” oraz „Italia. Mi piace”, została zwiększona ilość stron. Jest ich teraz 42. 

O czym możemy przeczytać w tym numerze „Ostanowki”?

O próbach wprowadzenia do języka rosyjskiego odpowiedników dla „selfie”, „dealera” , a nawet „Jacka Danielsa”. 

O rosyjskich idiomach. Fantastyczny przykład na pokazanie żywego języka. Bardzo przydatne zwroty do użytku codziennego.

O tym, co czytają Rosjanie, a także o literackim plebiscycie „Jasna Polana” im. Lwa Tołstoja wyróżniającym najlepsze książki zagraniczne na rynku Rosyjskim oraz o wybranych 4 książkach z 35 nominowanych do głównej nagrody. 

O różnych sposobach podróżowania po Rosji. Ten artykuł to swoiste kompendium wiedzy zarówno dla tych, którzy decydują się na wycieczkę zorganizowaną, jak i dla tych, którzy chcą ją od początku do końca zaaranżować samodzielnie.

O tym, co robić, żeby mówić w języku obcym z perfekcyjnym akcentem. Garść informacji oraz niezawodnych sposobów dla tych, którzy chcą brzmieć jak native speaker w którymkolwiek języku.

O storytellingu, czyli jak pisać w sposób interesujący i przyciągający odbiorców, a także na tym zarobić. 
Dwa ostatnie artykuły dotyczą: tegorocznego Mundialu oraz tym, jak korzystać z telefonii komórkowej w Rosji (sieci, oferty, pakiety). One nie były dla mnie już tak interesujące jak te poprzednie, ale myślę, że również znajdą amatorów. 

Do każdego artykułu dołączone jest jego nagranie w formie mp3 do ściągnięcia na telefon lub do posłuchania na komputerze. 

Podsumowując: Bardzo udany numer „Ostanowki”. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, poznałam także sposoby na to, jak dbać o poprawną wymowę podczas nauki języka obcego – to był zdecydowanie mój ulubiony artykuł. 

Gorąco polecam!

Za udostępnienie najnowszego numeru „Ostanowka: Rossija” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media


PS. Dajcie mi znać, jak Wam się podoba taka forma recenzji. Klikajcie w komentarze lub wyślijcie maila :) 

Jessie Burton "Miniaturzystka"

Jessie Burton "Miniaturzystka"


Dziś przedstawię Wam książkę, po której zakończeniu napisałam na Twitterze, że nie znajdę sobie miejsca przez dwa dni. „Miniaturzystka” Jessie Burton.

Z autorką spotkałam się po raz pierwszy czytając „Muzę”. Polowałam na „Miniaturzystkę” i nigdy nie było jej w bibliotece, za to „Muza” dostępna od ręki. Po zapoznaniu się z obydwoma powieściami, nie dziwię się, że „Miniaturzystka” była tak rozchwytywana.

Krótko o treści:

Jest druga połowa XVIIw. Osiemnastoletnia Petronella Oortman przyjeżdża do Amsterdamu zamieszkać u swojego nowo poślubionego męża, Johannesa Brandta. Małżeństwo było zaaranżowane, a para młoda nie widziała się od dnia ślubu. Johannes pracuje jako kupiec, a sprawy zawodowe wyciągają go z domu na długie tygodnie. Przez ten czas Nella zmuszona jest znosić towarzystwo oschłej szwagierki, Marin. Gdy Johannes wraca do domu, marzenia Nelli o miłości i namiętności, konfrontują się z rzeczywistością. Mąż jest oziębły i wydaje się niezainteresowany młodą żoną. Jako prezent daje jej odpowiednik ich domu w miniaturze, a zamiast nocy poślubnej – chłodne łóżko i poczucie samotności. Jednak Nella nawiązuje korespondencyjny kontakt z miniaturzystką, która bez jej zgody przysyła miniatury domowników do umieszczenia w kredensie. Lalki są tajemnicze. Nie wiadomo, czy to czary, czy zwykły zbieg okoliczności, ale nieraz wydają się zmieniać swój wygląd pod wpływem wydarzeń w domu. Tak, jakby chciały komentować to, co się dzieje. Albo prorokować to, co się wydarzy.

„Miniaturzystka” wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Plastyczne opisy i uniwersalne sytuacje sprawiły, że poczułam problemy rodziny Brandt tak, jakby były moimi własnymi. Jeden drobny szczegół konstrukcyjny sprawił, że lektura była dla mnie nader przyjemna. Mowa o idealnej długości rozdziałów. Nawet gdy miałam mało czasu, zawsze udało mi się znaleźć chwilę dla „Miniaturzystki”. Za to ogromny plus.

Powieść jest tak klimatyczna, że trzyma w napięciu od początku do końca. Gdy skończyłam ją czytać, miałam taką minę, że aż mój Mąż zapytał „Kochanie, czy coś się stało?”. Miałam chęć wykrzyczeć „Tak!” i zdradzić całe zakończenie książki, ale zdobyłam się tylko na słowa dwa słowa: „Smutna książka”. Bo „Miniaturzystka” właśnie taka jest. Smutna. I choć mogłabym się przyczepić do autorki za zbyt małe zgłębienie psychologiczne postaci, to nie zrobię tego. Dlaczego? Dlatego, że ten brak nadrobiła psychologią wydarzeń. Wzbudziła we mnie emocje, wstrząsnęła mną. I to było coś.

Podsumowując: „Miniaturzystka” to w mojej ocenie książka smutna i bardzo wartościowa. Mówi o braku akceptacji, porusza tematy rasizmu, różnicy klas, a także ludzkiej seksualności, świętoszkowatości i bezwzględnej władzy pieniądza. Porusza serce i skłania do refleksji. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko gorąco Wam ją polecić.



PS. Czytaliście? Podzielcie się wrażeniami w komentarzach. 

Krótka opowieść o tym, jak stałam się molem książkowym

Krótka opowieść o tym, jak stałam się molem książkowym


Kochani, dziś pozwolę sobie na prywatę, ale jest coś, czym chciałabym się z Wami podzielić.

Czytanie nigdy nie było dla mnie czymś nieprzyjemnym, ale nie należało też do moich ulubionych form spędzania wolnego czasu. Jednak 12 lat temu poznałam kogoś, kto otworzył mi oczy na książki. Dzięki Niemu jestem dziś miłośniczką literatury i czerpię radość z każdej przeczytanej strony. Miesiąc temu spełniliśmy nasze marzenie o połączeniu półek – wzięliśmy ślub☺

Mój Mąż od zawsze lubi książki. Gdy się poznaliśmy, bardzo mi zaimponował swoim oczytaniem i wiedzą. Jest ode mnie 7 lat starszy, dlatego trudno mi było wtedy rozmawiać z nim „na tym samym poziomie". Było to niemal niewykonalne☺ Uparty ze mnie człowiek, więc postanowiłam, że też będę czytać, żeby mieć z nim wspólne tematy. Dodam tylko, że w międzyczasie zakochałam się i to bardzo. 

Wspomniał mi raz, że ma zamiar przeczytać „Lapidaria” Kapuścińskiego. Tytuł skojarzył mi się bardzo pozytywnie, więc od razu poszłam do biblioteki, żeby tę książkę wypożyczyć. Zaczęłam ją czytać już w drodze do domu i... masakra! „Co on czyta? Przecież przez to nie da się przebrnąć!”. Poczułam, że rzucam się na tak głęboką wodę, że zaraz utonę. Niewiele brakowało, a zniechęciłabym się do literatury na dobre. Gdy opowiedziałam mu swoje spostrzeżenia na temat kilku pierwszych stron „Lapidariów”, tylko się uśmiechnął i powiedział: „Nie musisz czytać tego, co ja. Pomogę Ci znaleźć coś, co naprawdę Cię zainteresuje”. Do dziś jestem pod wrażeniem tych słów! 

Pamiętam, że dostałam od niego wielką paczkę książek Paulo Coelho. Jakie one wtedy były dla mnie cudowne! Idealne, na czasie, odpowiadały wszystkim moim potrzebom. Dziś już inaczej patrzę na Coelho, ale sentyment pozostał. Później przyszedł czas na Carlosa Ruiza Zafóna. Zakochałam się w „Cieniu wiatru”. Z książki na książkę coraz bardziej się uzależniałam od innych światów. Następny duży krok to J.R.R.Tolkien. Bałam się trylogii „Władca pierścieni”, bo słyszałam, że Tolkien pisał trudnym językiem. Mariusz powiedział mi wtedy: „Spokojnie. Wszystko zaczyna się od Hobbita, on jest nieco lżejszy. Ale jeśli Ci się nie spodoba, to trudno. Będziemy szukać dalej”. Przeczytałam „Hobbita” i całą Trylogię, totalnie zafascynowana Śródziemiem. Od tego momentu już sama zaczęłam wybierać sobie książki. 

I tak jest do dziś. Każde z nas czyta co innego, ale jest też sporo autorów, którzy nas łączą (Sapkowski, Martin, Brett, Tolkien, Rowling...). Mariusz jest jedyną osobą, której ufam w 100%, gdy poleca mi jakąś książkę, bo wiem, że bierze pod uwagę nie tylko własne odczucia, ale też mój gust czytelniczy. Zna mnie pod tym względem jak nikt inny. Mam nadzieję, że tak będzie już przez całe życie.

"Italia Mi piace!" (nr 20/2018 | październik/listopad/grudzień 2018)

"Italia Mi piace!" (nr 20/2018 | październik/listopad/grudzień 2018)


Buongiorno!

Czemu by nie poczytać w weekend po włosku? Jeżeli książka w obcym języku Was zniechęca (np. objętością) to na ratunek przychodzi prasa. A konkretnie magazyn językowy „Italia Mi piace” Wydawnictwa Colorful Media.

Podobnie jak we „Français Présent”, zmieniła się ilość stron. Na lepsze! Wzrosła do 42. Jest co czytać. Tematów mamy tu mnóstwo. Od podróży, poprzez sztukę i sport, aż po lingwistykę. Co spodobało mi się najbardziej?

Na szczególną uwagę zasługują artykuły podróżnicze. W tekście „Un paese (non) come tanti altri” czytamy o historii Colobraro, którego nazwy ludzie boją się wymawiać, bo przynosi pecha. „Italia nascosta!” przedstawia nam malownicze miejsca we Włoszech, z dala od tłumu turystów. Aż mnie kusi, żeby skorzystać z tego przewodnika planując następne wakacje. A trochę bardziej na czasie (tak, tak! W sklepach już miesiąc temu widziałam pierwsze figurki Mikołajów, łańcuchy i bombki na choinkę) artykuł „Mercantini di Natale...” o targach bożonarodzeniowych we Włoszech. Takie targi to fajna sprawa. Pamiętam swój pierwszy, w Krakowie. I ostatni... w Bratysławie (za jego pokazanie dziękuję Sylwii z Unserious.pl ☺). Może kiedyś pojadę też do Włoch? Kto wie...

Sztuka: Na samym początku magazynu mamy trzy teksty-miniaturki, na rozgrzewkę, każdy z innego działu kultury: książka, muzyka i film. Jakiś czas później natrafiamy na duży artykuł dotyczący współczesnego rzeźbiarza, Jago, nazywanego współczesnym Michałem Aniołem (lub Michelangelo 2.0).

Sport: ogromny tekst o historii drużyny Błękitnych („Gli Azzurri: storia di successi e sconfitte”). Historia ta jest emocjonująca, pełna wzlotów i upadków. Należy wiedzieć, że piłka nożna jest dla Włochów niemalże religią, nie dziwię się więc, że artykuł zajmuje aż 6 stron.

Oprócz tego, w magazynie znajdziecie również artykuły o wolontariacie we Włoszech, próbach ochrony środowiska w miastach, agrokulturze. A w temacie lingwistyki czeka na Was tekst z okładki, „Come evitare le trappole dell’italiano”, czyli jak unikać pułapek językowych (np. polonizmów) w nauce j.włoskiego.

Ten numer magazynu „Italia Mi piace” bardzo mnie zainteresował. Był dla mnie strzałem w dziesiątkę w wielu aspektach, zarówno tematycznie, jak i językowo. Większość tekstów oscyluje wokół poziomu A2/B1, więc jest to naprawdę magazyn dla uczących się j.włoskiego. Każdy może wynieść stąd naukę, jednocześnie czerpiąc przyjemność z czytania tekstów, a nie męcząc się, żeby przez nie przebrnąć (to był mój główny zarzut do „Français Présent” link). Ogółem: bardzo na plus.

Za udostępnienie najnowszego numeru „Italia Mi piace!” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media
„Français Présent” (nr 46 | październik-grudzień 2018)

„Français Présent” (nr 46 | październik-grudzień 2018)


Bonjour Mes Amis!

Mamy październik, a razem z nim najnowsze numery trzech magazynów Colorful Media. Jestem w posiadaniu „Ostanovki”, „Italia: Mi piace!” oraz „Français Présent”. Ich recenzje będą pojawiać się w tym tygodniu na blogu. Zaczynam od j.francuskiego.

Co jest wyjątkowego w najnowszym „Français...?”. Ilość stron! W poprzednim numerze było ich 36, a tu już 42. To tak mniej więcej o dwa-trzy artykuły więcej do czytania. Bardzo mnie to ucieszyło. Uważam, że jest to dobra ilość, żeby utrzymać zainteresowanie czytelnika, ale jeszcze go nie zmęczyć.

Artykuły, tak jak poprzednio, bardzo zróżnicowane tematycznie. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jest coś o sztuce (portrety Garou i Amira), o podróżach (fantastyczny artykuł o francuskim wybrzeżu!), o sporcie, a nawet o wojsku. Tematem z okładki jest jednak kuchnia. Uczymy się bogatego słownictwa kulinarnego, a przy okazji dowiadujemy się różnych ciekawostek związanych z francuską kuchnią. Dostajemy nawet przepis na zapiekankę ziemniaczano-serową na winie.

Pod kątem lingwistycznym na uwagę zasługują dwa teksty. Pierwszy jest kontynuacją rozpoczętego w poprzednim numerze artykułu na temat użycia imiesłowu czasu przeszłego (participe passé). Drugi zaś podaje nam przykłady konwersacji w pracy (z nowym kolegą, z nowym szefem itd.). 

Plusy? Właściwie wszystko, co napisałam wyżej, można uznać za zaletę. Dodam do tego jeszcze możliwość odsłuchania tekstów online (oraz pobrania ich na urządzenia mobilne) oraz listę słówek z magazynu udostępnioną w pliku PDF. 

Minusy? Cóż... Wydaje mi się, że „Français Présent” to mimo wszystko magazyn dla tych, którzy mają już opanowany język na poziomie średniozaawansowanym i wyżej. Zdecydowana większość artykułów oscyluje wokół poziomu B2/C1. Przydałyby się ze dwa artykuły na poziomie np. A2/B1. Na rozkrętkę i ku uciesze czytelników, którzy już umieją trochę francuski, ale nie na tyle, żeby poradzić sobie ze skomplikowanymi tekstami. 

Podsumowując: Gorąco polecam magazyn „Français Présent” jako pomoc w nauce języka francuskiego. Weźcie jednak pod uwagę stopień zaawansowania tekstów. Z doświadczenia w nauce języków wiem, że dobrze jest podnosić sobie poprzeczkę, bo to powoduje nasz rozwój, ale zawsze należy to robić z głową i nie wymagać od siebie więcej, niż jesteśmy w stanie dać.

Za udostępnienie najnowszego numeru „Français Présent” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media


Copyright © Sonia Czyta , Blogger