Czytelnicze podsumowanie roku 2018

Czytelnicze podsumowanie roku 2018

Mamy ostatni dzień roku 2018. Czas więc na podsumowanie. Krótko i na temat.

Ten rok był dla mnie łaskawy, jeśli chodzi o ilość pracy i jakość projektów zawodowych, w których mogłam wziąć udział. Z tego powodu literaturę odłożyłam trochę na bok, więc nie ma co się chwalić ilością przeczytanych książek :) W porównaniu z Wami wypadam blado. Ale z czystym sumieniem mogę się z Wami podzielić listą książek, które w tym roku zrobiły na mnie największe wrażenie.
  • P. Hawkins „Zapisane w wodzie”
  • C.R. Zafón „Gra anioła”
 To moje „dziesiątki”. Wśród „dziewiątek” znalazły się:

W roku 2018 podjęłam dwa wyzwania czytelnicze. Pierwszym było moje autorskie „Czytam polskie serie”. W ramach tego wyzwania dokończyłam cykl „Pan Lodowego Ogrodu” oraz sięgnęłam po dwie inne książki Jarosława Grzędowicza („Popiół i kurz” oraz „Wypychacz zwierząt”), a także rozpoczęłam cykl „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” Roberta M.Wegnera.

Drugim wyzwaniem czytelniczym było „Przeczytam 12 książek w języku obcym”. W rzeczywistości udało mi się przeczytać tylko 3 książki: „Wo ist Sina?”, „Tell no one” oraz „Mały książę” w wersji anglojęzycznej. Kilka książek zaczęłam i mam zamiar dokończyć je w 2019 roku, np. „Dumę i uprzedzenie” po angielsku.

Na blogu pojawiły się w tym roku recenzje magazynów językowych, które otrzymuję dzięki uprzejmości Wydawnictwa Colorful Media. Dla mnie to fantastyczne ćwiczenie języka i pióra, czyli połączenie idealne. A jeśli jeszcze uda mi się zainspirować kogoś z Was do lektury tych magazynów, to już w ogóle bajka.

Jakie plany na przyszły rok? Zobaczy się. Na pewno nadal będę chciała czytać polskie serie, bo jest do dokończenia Meekhan. Jak już wspominałam wyżej, fajnie byłoby też dokończyć te książki obcojęzyczne, które zaczęłam w 2018. To są dwie sprawy, które realnie jestem w stanie zrobić w 2019 roku. Reszta pozostaje w marzeniach. Jeśli uda się je spełnić, będzie super. Jeśli nie, pozostaną marzeniami do spełnienia w 2020 roku. I też będzie fajnie.

Ilościowo: chciałabym przeczytać 40 książek, ale czy dam radę? Okaże się. Bardzo będę się starała.

Tyle ode mnie. Biegnę do Was zobaczyć, jak minął Wam ten rok i jakie macie plany na przyszły.

Życzę Wam wszelkiej pomyślności w 2019 roku, a także powodzenia i spełnienia wszystkich marzeń, nie tylko tych książkowych :) 

PS. Wczoraj założyłam konto na GoodReads. Jesteście tam? Znajdźmy się :) https://www.goodreads.com/sonia_czyta

Jakub Żulczyk "Ślepnąc od świateł"

Jakub Żulczyk "Ślepnąc od świateł"

Zaczęło się od wizyty w księgarni na dworcu centralnym w Warszawie. W sumie to po nic konkretnego, ot tak wejść, popatrzeć na książki i pocieszyć się zapachem świeżego druku. Po 15 minutach (czyli mniej więcej przy trzecim okrążeniu księgarni), pomimo umowy z mężem, że nie kupujemy nowych książek, dopóki nie przeczytamy tego, co mamy, zdecydowałam się na zakup. Finał: wyszłam stamtąd ze „Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka w ręku.

Książkę zaczęłam czytać już w pociągu na trasie Warszawa – Gdynia (to moja najczęstsza trasa). Nie mogłam się od niej oderwać ani na chwilę. Byłam jak w transie. Nie interesowały mnie nawet głośne dzieci, które jechały ze mną w przedziale (powiem szczerze, że w tym pomogły mi też słuchawki).

O czym to jest?

O takim świecie, o którym na co dzień się milczy. O ludziach, których przy „trzeźwym” myśleniu utrzymuje kokaina. O tych, którzy bez niej nie potrafią już funkcjonować. W „Ślepnąc od świateł” prawie każdy człowiek z wyższego szczebla wspomaga się narkotykiem.

Głównym bohaterem jest Jacek. Mężczyzna, który przyjechał z Olsztyna do Warszawy, żeby studiować na ASP. Życiowe wybory poprowadziły go jednak w inną stronę – korzystną finansowo, ale niebezpieczną. Jacek zajmuje się handlem kokainą. Śpi za dnia, nocą zaś sprzedaje towar. Jest ostrożny i bystry. Posiada też cechę, która w tej pracy jest szczególnie pożądana: asertywność. Szkoda jednak, że nie potrafi być niewidzialny. Pewnego razu zdarza się jeden przykry wypadek, w którym udział bierze jeden z jego klientów. To wydarzenie powoduje rysę w idealnie zaplanowanym życiu Jacka. Domino ruszyło. A pętla zaciska się właśnie na jego szyi.
  
Język, czyli sprawa kontrowersyjna.

To jest najważniejszy aspekt, który chciałabym poruszyć, odnosząc się do innych opinii, które o tej książce czytałam. Faktem jest, że „Ślepnąc od świateł” naszpikowana jest wulgaryzmami i takimi opisami, że aż głowa boli. Nie jestem zwolenniczką takich zabiegów, ale w tej tematyce akurat to się broni. Nie oczekujmy w książce o świecie pełnym narkotyków, zepsucia i bezwzględnych dealerów słów typu „O kurczę”, „Ale ambaras” czy innej „Motylej nogi”! Przekleństwa dodają w tym przypadku realizmu i skrzywiają nasz umysł tak, że czujemy się, jak byśmy naprawdę tam byli. Nie zdjęłabym ani jednego słowa.

Wrażenia.

„Ślepnąc od świateł” to książka brudna. Dlaczego brudna? Bo opowiada o brudnym świecie w brudny sposób. Ale właśnie w takiej formie to kupuję. Trzeba mieć do niej stalowe nerwy, ale jak już się w nie wyposażymy, to czyta się ją bardzo dobrze. Powieść wciąga i naprawdę ciężko ją odłożyć na bok. 

Polecam.



PS. Na podstawie książki powstał serial produkcji HBO o tym samym tytule. Po przeczytaniu książki, już mogę się zabrać za oglądanie. Widzieliście? Jakie wrażenia?
WYDANIE SPECJALNE „Italia. Mi piace!: Italiano per principianti (ma non solo)”

WYDANIE SPECJALNE „Italia. Mi piace!: Italiano per principianti (ma non solo)”

Weekend to takie dni, które dają nam możliwość spędzenia czasu tak, jak nam się podoba. I albo relaksujemy się nie robiąc absolutnie nic, albo – wręcz przeciwnie – robimy coś, na co nie mamy czasu w dni robocze. Więcej czytamy, nadrabiamy zaległości filmowe, gramy w planszówki, albo zajmujemy się pracami przy domu. Dziś mam dla Was propozycję spędzenia weekendu w towarzystwie języka włoskiego. I nieważne, że być może nie umiecie go wcale! Numer specjalny „Italia. Mi piace!” powstał właśnie z myślą o tych, którzy zaczynają swoją przygodę z językiem włoskim. 

Co znajdziemy w tym numerze specjalnym? 
Dla każdego coś miłego.

Dla ludzi zainteresowanych sztuką i kulturą:
    • artykuł o jednym z najlepszych rzeźbiarzy wszech czasów: Michelangelo Bunarroti (Michał                Anioł)
    • tekst o tym, jak wyglądała konkurencja między artystami w renesansie
    • krótka historia sukcesu komiksów o Corto Maltese 
    • kilka słów o bajkach oraz o filmie „Made in Italy”

Dla tych, których interesują celebryci, ludzie sukcesu i sztuki – portrety:
    • włoskiego piosenkarza – Alessandro Mannarino
    • króla mediów społecznościowych – Gianluca Vacchi
    • wszechstronnie uzdolnionego Fiorello
    • muzyków młodego pokolenia, którzy sławę zdobyli dzięki udziałowi we włoskim programie „X           Factor” - Maneskin

Dla zainteresowanych kuchnią i lifestylem:
    • tekst o tym, jak wygląda prawdziwe włoskie śniadanie
    • jak jeść, żeby nie tyć?
    • artykuły o czekoladzie, o lodach i – jakże by inaczej! - o kawie
    • makijażowe tricki, które warto stosować

Dla fanów lingwistyki:
    • przykładowe rozmowy – przedstawianie się, opowiadanie o wakacjach, zwroty potrzebne w                 restauracji, czy w biurze
    • artykuł poświęcony czasownikom posiłkowym
    • wyjaśnienie różnicy pomiędzy „andare” a „venire”
    • słownictwo potrzebne w swobodnym poruszaniu się po mieście 
    • idiomy związane z liczbami

Oprócz tego wiele innych tekstów z przeróżnych dziedzin życia (motoryzacja, technologie, statystyka…). Jestem pewna, że każdy znajdzie coś, co go zainteresuje. O ile przyjemniej idzie nam nauka języka, gdy mamy przed sobą tekst, który nas interesuje, prawda?

Trudniejsze słówka są umieszczone w słowniczkach pod tekstem, na wyciągnięcie ręki. Przy większości artykułów znajdziecie także kody QR. Dzięki nim możecie ściągnąć nagranie wybranego tekstu w formacie mp3, czytane – oczywiście – przez prawdziwego Włocha (Italiano vero)!

Wydanie specjalne „Italia. Mi piace!: Italiano per principianti (ma non solo)” polecam przede wszystkim tym, którzy chcą rozpocząć naukę języka włoskiego od podstaw, ale i tym, którzy już coś umieją. Wierzę, że uzbrojeni w chęci i cierpliwość, będziecie mogli się wiele nauczyć z tego magazynu. 

Za udostępnienie najnowszego numeru specjalnego „Italia. Mi piace!” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media


Jarosław Grzędowicz "Wypychacz zwierząt"

Jarosław Grzędowicz "Wypychacz zwierząt"

Są tacy pisarze, którym ufam. Po „Panu Lodowego Ogrodu” Jarosław Grzędowicz jest jednym z nich, dlatego pełna spokoju sięgnęłam po „Wypychacza zwierząt”. Wrażenia przedstawiam w kilku zdaniach poniżej. 

„Wypychacz zwierząt” to zbiór trzynastu opowiadań pisanych na zamówienie do różnych antologii tematycznych. Każde opowiadanie zawiera w sobie inny motyw. Jest o podróżach w czasie („Zegarmistrz i łowca motyli”), o migracjach w kosmos (”Farewell blues”), o więźniach politycznych („Buran wieje z tamtej strony”), o katach („Pocałunek Loisetty”) i wielu innych… Jest też długa, stustronicowa opowieść łącząca w sobie II wojnę światową z mitologią nordycką („Wilcza zamieć”). Jednak szczególnie w pamięć wryło mi się opowiadanie pt. „Weekend w Spestreku”, będące futurystycznym zderzeniem świata, który dobrze znamy ze światem silnie zideologizowanym. Ideologie są tak skrajne, aż miejscami karykaturalne, jednak każdy święcie w nie wierzy.

Po „Panu Lodowego Ogrodu” mało jest już w stanie mnie zachwycić, dlatego „Wypychacz zwierząt” zostaje trochę w tyle, zarówno w stosunku do „PLO”, jak i książki „Popiół i kurz” Grzędowicza. Jednak jest to w dalszym ciągu pozycja, którą zdecydowanie warto znać. Napisana bardzo plastycznie, wręcz filmowo. Postacie są dobrze skonstruowane nawet w opowiadaniach na kilka stron. No i te pomysły! Niejednokrotnie dziwiłam się i zadawałam sobie pytanie „Skąd mu się to wzięło w głowie????”. Bardzo polecam tym, którzy nie boją się nowych doświadczeń i odmiennego spojrzenia na to, co powszechnie znane. 

 Ocena 7/10
 
"Ostanowka: Rossija" (nr 28 | październik - grudzień 2018)

"Ostanowka: Rossija" (nr 28 | październik - grudzień 2018)


Dzień dobry w poniedziałkowy poranek!

Dziś wpis inny niż wszystkie. Dla eksperymentu postanowiłam zrobić fotorecenzję. Jej bohaterem został magazyn językowy „Ostanowka: Rossija!” Wydawnictwa Colorful Media.

Już na okładce widać, że ten numer jest wyjątkowy. Podobnie jak w przypadku „Français Present” oraz „Italia. Mi piace”, została zwiększona ilość stron. Jest ich teraz 42. 

O czym możemy przeczytać w tym numerze „Ostanowki”?

O próbach wprowadzenia do języka rosyjskiego odpowiedników dla „selfie”, „dealera” , a nawet „Jacka Danielsa”. 

O rosyjskich idiomach. Fantastyczny przykład na pokazanie żywego języka. Bardzo przydatne zwroty do użytku codziennego.

O tym, co czytają Rosjanie, a także o literackim plebiscycie „Jasna Polana” im. Lwa Tołstoja wyróżniającym najlepsze książki zagraniczne na rynku Rosyjskim oraz o wybranych 4 książkach z 35 nominowanych do głównej nagrody. 

O różnych sposobach podróżowania po Rosji. Ten artykuł to swoiste kompendium wiedzy zarówno dla tych, którzy decydują się na wycieczkę zorganizowaną, jak i dla tych, którzy chcą ją od początku do końca zaaranżować samodzielnie.

O tym, co robić, żeby mówić w języku obcym z perfekcyjnym akcentem. Garść informacji oraz niezawodnych sposobów dla tych, którzy chcą brzmieć jak native speaker w którymkolwiek języku.

O storytellingu, czyli jak pisać w sposób interesujący i przyciągający odbiorców, a także na tym zarobić. 
Dwa ostatnie artykuły dotyczą: tegorocznego Mundialu oraz tym, jak korzystać z telefonii komórkowej w Rosji (sieci, oferty, pakiety). One nie były dla mnie już tak interesujące jak te poprzednie, ale myślę, że również znajdą amatorów. 

Do każdego artykułu dołączone jest jego nagranie w formie mp3 do ściągnięcia na telefon lub do posłuchania na komputerze. 

Podsumowując: Bardzo udany numer „Ostanowki”. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, poznałam także sposoby na to, jak dbać o poprawną wymowę podczas nauki języka obcego – to był zdecydowanie mój ulubiony artykuł. 

Gorąco polecam!

Za udostępnienie najnowszego numeru „Ostanowka: Rossija” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media


PS. Dajcie mi znać, jak Wam się podoba taka forma recenzji. Klikajcie w komentarze lub wyślijcie maila :) 

Jessie Burton "Miniaturzystka"

Jessie Burton "Miniaturzystka"


Dziś przedstawię Wam książkę, po której zakończeniu napisałam na Twitterze, że nie znajdę sobie miejsca przez dwa dni. „Miniaturzystka” Jessie Burton.

Z autorką spotkałam się po raz pierwszy czytając „Muzę”. Polowałam na „Miniaturzystkę” i nigdy nie było jej w bibliotece, za to „Muza” dostępna od ręki. Po zapoznaniu się z obydwoma powieściami, nie dziwię się, że „Miniaturzystka” była tak rozchwytywana.

Krótko o treści:

Jest druga połowa XVIIw. Osiemnastoletnia Petronella Oortman przyjeżdża do Amsterdamu zamieszkać u swojego nowo poślubionego męża, Johannesa Brandta. Małżeństwo było zaaranżowane, a para młoda nie widziała się od dnia ślubu. Johannes pracuje jako kupiec, a sprawy zawodowe wyciągają go z domu na długie tygodnie. Przez ten czas Nella zmuszona jest znosić towarzystwo oschłej szwagierki, Marin. Gdy Johannes wraca do domu, marzenia Nelli o miłości i namiętności, konfrontują się z rzeczywistością. Mąż jest oziębły i wydaje się niezainteresowany młodą żoną. Jako prezent daje jej odpowiednik ich domu w miniaturze, a zamiast nocy poślubnej – chłodne łóżko i poczucie samotności. Jednak Nella nawiązuje korespondencyjny kontakt z miniaturzystką, która bez jej zgody przysyła miniatury domowników do umieszczenia w kredensie. Lalki są tajemnicze. Nie wiadomo, czy to czary, czy zwykły zbieg okoliczności, ale nieraz wydają się zmieniać swój wygląd pod wpływem wydarzeń w domu. Tak, jakby chciały komentować to, co się dzieje. Albo prorokować to, co się wydarzy.

„Miniaturzystka” wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Plastyczne opisy i uniwersalne sytuacje sprawiły, że poczułam problemy rodziny Brandt tak, jakby były moimi własnymi. Jeden drobny szczegół konstrukcyjny sprawił, że lektura była dla mnie nader przyjemna. Mowa o idealnej długości rozdziałów. Nawet gdy miałam mało czasu, zawsze udało mi się znaleźć chwilę dla „Miniaturzystki”. Za to ogromny plus.

Powieść jest tak klimatyczna, że trzyma w napięciu od początku do końca. Gdy skończyłam ją czytać, miałam taką minę, że aż mój Mąż zapytał „Kochanie, czy coś się stało?”. Miałam chęć wykrzyczeć „Tak!” i zdradzić całe zakończenie książki, ale zdobyłam się tylko na słowa dwa słowa: „Smutna książka”. Bo „Miniaturzystka” właśnie taka jest. Smutna. I choć mogłabym się przyczepić do autorki za zbyt małe zgłębienie psychologiczne postaci, to nie zrobię tego. Dlaczego? Dlatego, że ten brak nadrobiła psychologią wydarzeń. Wzbudziła we mnie emocje, wstrząsnęła mną. I to było coś.

Podsumowując: „Miniaturzystka” to w mojej ocenie książka smutna i bardzo wartościowa. Mówi o braku akceptacji, porusza tematy rasizmu, różnicy klas, a także ludzkiej seksualności, świętoszkowatości i bezwzględnej władzy pieniądza. Porusza serce i skłania do refleksji. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko gorąco Wam ją polecić.



PS. Czytaliście? Podzielcie się wrażeniami w komentarzach. 

Krótka opowieść o tym, jak stałam się molem książkowym

Krótka opowieść o tym, jak stałam się molem książkowym


Kochani, dziś pozwolę sobie na prywatę, ale jest coś, czym chciałabym się z Wami podzielić.

Czytanie nigdy nie było dla mnie czymś nieprzyjemnym, ale nie należało też do moich ulubionych form spędzania wolnego czasu. Jednak 12 lat temu poznałam kogoś, kto otworzył mi oczy na książki. Dzięki Niemu jestem dziś miłośniczką literatury i czerpię radość z każdej przeczytanej strony. Miesiąc temu spełniliśmy nasze marzenie o połączeniu półek – wzięliśmy ślub☺

Mój Mąż od zawsze lubi książki. Gdy się poznaliśmy, bardzo mi zaimponował swoim oczytaniem i wiedzą. Jest ode mnie 7 lat starszy, dlatego trudno mi było wtedy rozmawiać z nim „na tym samym poziomie". Było to niemal niewykonalne☺ Uparty ze mnie człowiek, więc postanowiłam, że też będę czytać, żeby mieć z nim wspólne tematy. Dodam tylko, że w międzyczasie zakochałam się i to bardzo. 

Wspomniał mi raz, że ma zamiar przeczytać „Lapidaria” Kapuścińskiego. Tytuł skojarzył mi się bardzo pozytywnie, więc od razu poszłam do biblioteki, żeby tę książkę wypożyczyć. Zaczęłam ją czytać już w drodze do domu i... masakra! „Co on czyta? Przecież przez to nie da się przebrnąć!”. Poczułam, że rzucam się na tak głęboką wodę, że zaraz utonę. Niewiele brakowało, a zniechęciłabym się do literatury na dobre. Gdy opowiedziałam mu swoje spostrzeżenia na temat kilku pierwszych stron „Lapidariów”, tylko się uśmiechnął i powiedział: „Nie musisz czytać tego, co ja. Pomogę Ci znaleźć coś, co naprawdę Cię zainteresuje”. Do dziś jestem pod wrażeniem tych słów! 

Pamiętam, że dostałam od niego wielką paczkę książek Paulo Coelho. Jakie one wtedy były dla mnie cudowne! Idealne, na czasie, odpowiadały wszystkim moim potrzebom. Dziś już inaczej patrzę na Coelho, ale sentyment pozostał. Później przyszedł czas na Carlosa Ruiza Zafóna. Zakochałam się w „Cieniu wiatru”. Z książki na książkę coraz bardziej się uzależniałam od innych światów. Następny duży krok to J.R.R.Tolkien. Bałam się trylogii „Władca pierścieni”, bo słyszałam, że Tolkien pisał trudnym językiem. Mariusz powiedział mi wtedy: „Spokojnie. Wszystko zaczyna się od Hobbita, on jest nieco lżejszy. Ale jeśli Ci się nie spodoba, to trudno. Będziemy szukać dalej”. Przeczytałam „Hobbita” i całą Trylogię, totalnie zafascynowana Śródziemiem. Od tego momentu już sama zaczęłam wybierać sobie książki. 

I tak jest do dziś. Każde z nas czyta co innego, ale jest też sporo autorów, którzy nas łączą (Sapkowski, Martin, Brett, Tolkien, Rowling...). Mariusz jest jedyną osobą, której ufam w 100%, gdy poleca mi jakąś książkę, bo wiem, że bierze pod uwagę nie tylko własne odczucia, ale też mój gust czytelniczy. Zna mnie pod tym względem jak nikt inny. Mam nadzieję, że tak będzie już przez całe życie.

"Italia Mi piace!" (nr 20/2018 | październik/listopad/grudzień 2018)

"Italia Mi piace!" (nr 20/2018 | październik/listopad/grudzień 2018)


Buongiorno!

Czemu by nie poczytać w weekend po włosku? Jeżeli książka w obcym języku Was zniechęca (np. objętością) to na ratunek przychodzi prasa. A konkretnie magazyn językowy „Italia Mi piace” Wydawnictwa Colorful Media.

Podobnie jak we „Français Présent”, zmieniła się ilość stron. Na lepsze! Wzrosła do 42. Jest co czytać. Tematów mamy tu mnóstwo. Od podróży, poprzez sztukę i sport, aż po lingwistykę. Co spodobało mi się najbardziej?

Na szczególną uwagę zasługują artykuły podróżnicze. W tekście „Un paese (non) come tanti altri” czytamy o historii Colobraro, którego nazwy ludzie boją się wymawiać, bo przynosi pecha. „Italia nascosta!” przedstawia nam malownicze miejsca we Włoszech, z dala od tłumu turystów. Aż mnie kusi, żeby skorzystać z tego przewodnika planując następne wakacje. A trochę bardziej na czasie (tak, tak! W sklepach już miesiąc temu widziałam pierwsze figurki Mikołajów, łańcuchy i bombki na choinkę) artykuł „Mercantini di Natale...” o targach bożonarodzeniowych we Włoszech. Takie targi to fajna sprawa. Pamiętam swój pierwszy, w Krakowie. I ostatni... w Bratysławie (za jego pokazanie dziękuję Sylwii z Unserious.pl ☺). Może kiedyś pojadę też do Włoch? Kto wie...

Sztuka: Na samym początku magazynu mamy trzy teksty-miniaturki, na rozgrzewkę, każdy z innego działu kultury: książka, muzyka i film. Jakiś czas później natrafiamy na duży artykuł dotyczący współczesnego rzeźbiarza, Jago, nazywanego współczesnym Michałem Aniołem (lub Michelangelo 2.0).

Sport: ogromny tekst o historii drużyny Błękitnych („Gli Azzurri: storia di successi e sconfitte”). Historia ta jest emocjonująca, pełna wzlotów i upadków. Należy wiedzieć, że piłka nożna jest dla Włochów niemalże religią, nie dziwię się więc, że artykuł zajmuje aż 6 stron.

Oprócz tego, w magazynie znajdziecie również artykuły o wolontariacie we Włoszech, próbach ochrony środowiska w miastach, agrokulturze. A w temacie lingwistyki czeka na Was tekst z okładki, „Come evitare le trappole dell’italiano”, czyli jak unikać pułapek językowych (np. polonizmów) w nauce j.włoskiego.

Ten numer magazynu „Italia Mi piace” bardzo mnie zainteresował. Był dla mnie strzałem w dziesiątkę w wielu aspektach, zarówno tematycznie, jak i językowo. Większość tekstów oscyluje wokół poziomu A2/B1, więc jest to naprawdę magazyn dla uczących się j.włoskiego. Każdy może wynieść stąd naukę, jednocześnie czerpiąc przyjemność z czytania tekstów, a nie męcząc się, żeby przez nie przebrnąć (to był mój główny zarzut do „Français Présent” link). Ogółem: bardzo na plus.

Za udostępnienie najnowszego numeru „Italia Mi piace!” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media
„Français Présent” (nr 46 | październik-grudzień 2018)

„Français Présent” (nr 46 | październik-grudzień 2018)


Bonjour Mes Amis!

Mamy październik, a razem z nim najnowsze numery trzech magazynów Colorful Media. Jestem w posiadaniu „Ostanovki”, „Italia: Mi piace!” oraz „Français Présent”. Ich recenzje będą pojawiać się w tym tygodniu na blogu. Zaczynam od j.francuskiego.

Co jest wyjątkowego w najnowszym „Français...?”. Ilość stron! W poprzednim numerze było ich 36, a tu już 42. To tak mniej więcej o dwa-trzy artykuły więcej do czytania. Bardzo mnie to ucieszyło. Uważam, że jest to dobra ilość, żeby utrzymać zainteresowanie czytelnika, ale jeszcze go nie zmęczyć.

Artykuły, tak jak poprzednio, bardzo zróżnicowane tematycznie. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jest coś o sztuce (portrety Garou i Amira), o podróżach (fantastyczny artykuł o francuskim wybrzeżu!), o sporcie, a nawet o wojsku. Tematem z okładki jest jednak kuchnia. Uczymy się bogatego słownictwa kulinarnego, a przy okazji dowiadujemy się różnych ciekawostek związanych z francuską kuchnią. Dostajemy nawet przepis na zapiekankę ziemniaczano-serową na winie.

Pod kątem lingwistycznym na uwagę zasługują dwa teksty. Pierwszy jest kontynuacją rozpoczętego w poprzednim numerze artykułu na temat użycia imiesłowu czasu przeszłego (participe passé). Drugi zaś podaje nam przykłady konwersacji w pracy (z nowym kolegą, z nowym szefem itd.). 

Plusy? Właściwie wszystko, co napisałam wyżej, można uznać za zaletę. Dodam do tego jeszcze możliwość odsłuchania tekstów online (oraz pobrania ich na urządzenia mobilne) oraz listę słówek z magazynu udostępnioną w pliku PDF. 

Minusy? Cóż... Wydaje mi się, że „Français Présent” to mimo wszystko magazyn dla tych, którzy mają już opanowany język na poziomie średniozaawansowanym i wyżej. Zdecydowana większość artykułów oscyluje wokół poziomu B2/C1. Przydałyby się ze dwa artykuły na poziomie np. A2/B1. Na rozkrętkę i ku uciesze czytelników, którzy już umieją trochę francuski, ale nie na tyle, żeby poradzić sobie ze skomplikowanymi tekstami. 

Podsumowując: Gorąco polecam magazyn „Français Présent” jako pomoc w nauce języka francuskiego. Weźcie jednak pod uwagę stopień zaawansowania tekstów. Z doświadczenia w nauce języków wiem, że dobrze jest podnosić sobie poprzeczkę, bo to powoduje nasz rozwój, ale zawsze należy to robić z głową i nie wymagać od siebie więcej, niż jesteśmy w stanie dać.

Za udostępnienie najnowszego numeru „Français Présent” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media


Robert M.Wegner "Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Tom II: Wschód - Zachód"

Robert M.Wegner "Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Tom II: Wschód - Zachód"


Nareszcie przebrnęłam przez drugi tom „Opowieści z meekhańskiego pogranicza”. Strasznie opornie mi to szło, ale udało się. 

Autor pokazuje nam wydarzenia z kolejnych dwóch krain Meekhanu. Tym razem odwiedzamy Wschód i Zachód. Poznajemy całkiem nowych bohaterów, nowe miejsca i zwyczaje. 

Większość czytelników chwali Wschód, podczas gdy ja właśnie na nim zawiesiłam się i nie mogłam… po prostu nie mogłam pójść dalej. Czytałam te strony, wydarzenia dłużyły się, nie chciało mi się, zamykałam i otwierałam znów książkę… „może dziś mam zły dzień?”, „może jutro będzie lepiej?”,  „a może wezmę coś innego, żeby odpocząć od Meekhanu?”. Niemniej jednak udało mi się znaleźć jakieś plusy, gdy już ten Wschód skończyłam. Na pochwałę zasługuje silna postać kobieca – Kailean, a także opowiadanie „Oto moja zasługa”. Reszta jakoś mnie nie przekonała. 

O wiele bardziej podobał mi się Zachód. Już od pierwszego opowiadania poczułam, że zaczęłam znów oddychać, a nie się dusić. Wydarzenia, które spotykały złodzieja, Altsina, bardzo mnie zainteresowały. Cała aura tajemnicy wokół niego i to, jak bardzo zmieniło się jego życie na przestrzeni tych czterech opowiadań, bardzo przypadło mi do gustu.

Podsumowując: drugi tom „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” jest słabszy od tomu pierwszego. A może opowiadania z Południa (t.1) zawiesiły poprzeczkę tak wysoko, że polityczny Wschód wydał mi się tak słaby? Nie wiem. Wiem jednak, że zanim wezmę do rąk tom trzeci, muszę przeczytać coś innego. Odpocząć od Meekhanu i trochę za nim zatęsknić. 

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytam Polskie Serie 2018. Link to wyzwania: o tu.



Maraton Językowy: „Остановка: Россия!” (nr 27, lipiec-wrzesień 2018)

Maraton Językowy: „Остановка: Россия!” (nr 27, lipiec-wrzesień 2018)


Здрaвствуйте!

Ostatni dzień Maratonu Językowego. To na ten dzień, ten magazyn i ten język czekałam cały czas. Przedstawiam Wam aktualny numer czasopisma „Остановка: Россия!” (nr 27, lipiec-wrzesień 2018) wydawnictwa Colorful Media

Jako zagorzała fanka języka rosyjskiego zachwyciłam się absolutnie każdym artykułem (nawet takim, który w normalnych warunkach by mnie nie zainteresował), ale postaram się potraktować magazyn rzeczowo, bez zbędnych „achów i ochów”. 

Do dzieła!

Magazyn stoi na dwóch głównych filarach: podróże i technologia. Gdzieś tam pojawia się jeszcze kultura i sport, ale w bardzo niewielkim stopniu. (Szkoda, że nie było niczego o literaturze, bo zarówno ta dawna, jak i współczesna jest bardzo dobra.)

Tematem numeru jest zwiedzanie Nowosybirska. Oddalony o 3000 km od Moskwy, jest trzecim co do liczby mieszkańców miastem w Rosji. Uważany jest za nieoficjalną stolicę Syberii. Co w nim ciekawego? Po lekturze artykułu najbardziej zainteresował mnie budynek Opery, który podobno jest tak wielki, że zmieściłby w sobie moskiewski Teatr Bolszoj. Zaraz po Operze, zaintrygowały mnie dwa muzea. Pierwsze to Muzeum Słońca, a drugie... Muzeum Kultury Pogrzebowej. Ot ciekawostka. Więcej w artykule „Посещаем Новосибирск”. 

Podróżom poświęcony jest również pierwszy w kolejności artykuł Magazynu. Dowiemy się z niego, gdzie szukać rosyjskojęzycznych wycieczek po polskich miastach. Tekst skupia się na trzech miastach: Warszawa, Kraków i Wrocław, ale podobnym kluczem można szukać przewodników w innych dużych miejscowościach. Zwiedzać pomagają prywatni rosyjskojęzyczni przewodnicy – pasjonaci. Bardzo interesujący tekst, do którego dołączone są kody QR, odsyłające do poszczególnych przewodników.

Gdzie się wybrać na kaukaskie wakacje? Na to pytanie odpowie artykuł „Мои большие кавказские каникулы”. Może akurat ktoś z Was znajdzie inspirację na przyszłoroczne lato?

Technologicznie: 3 teksty. Pierwszy mówi o rosyjskiej ekoenergetyce. Drugi przedstawia legalne źródła, w których można słuchać muzyki w Runecie (rosyjskiej części Internetu). Trzeci porusza temat rzeczywistości rozszerzonej i mieszanej, czyli jak to, co dawniej istniało tylko w filmach Sci-fi, weszło do naszego obecnego życia. Pamiętacie szał na Pokemon GO? To był dopiero początek. 

Poza tym jeszcze dwa artykuły. Jeden kulturalny o zespole Шкловский. Drugi o aferze dopingowej w rosyjskim sporcie. Polecam szczególnie ten drugi tekst. 

Ogólne wrażenia: bardzo na plus. Do każdego tekstu dołączone jest nagranie, które można ściągnąć za pomocą kodu QR na swojego smartfona lub bezpośrednio ze strony ostanovka.pl na komputer. Dzięki takiemu rozwiązaniu, można czytać razem z lektorem, co w „rozszyfrowywaniu” cyrylicy jest nie lada pomocą dla uczących się języka. Artykuły podróżnicze bardzo ciekawe, technologiczne ciut mniej, ale i tak trzymały poziom.

Co mi się nie podobało? Długość tekstów. Podobnie jak w przypadku „Français Présent”, każdy tekst jest dłuuuugi i trzeba mieć dużo czasu, żeby przez niego przebrnąć. Przydałyby się krótsze wstawki kulturalne, coś o książce, o filmie. 

Zauważyłam też, że w „Остановка: Россия!” zabrakło działu językowego. Dla jednych to plus, dla mnie minus, bo akurat jestem fanką języków obcych również od tej „mniej przyjemnej” strony. Ale to już oczywiście kwestia gustu.

Za udostępnienie najnowszego numeru „Остановка: Россия!” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media


Maraton Językowy: „Italia. Mi piace!” (nr 19/2018, lipiec/sierpień, wrzesień)

Maraton Językowy: „Italia. Mi piace!” (nr 19/2018, lipiec/sierpień, wrzesień)


Witajcie!

Ze względu na zamroczenie umysłu przez przeziębienie nie mogłam wczoraj napisać notki na temat „Italia. Mi piace!”. Najmocniej Was za to przepraszam. Jako że dziś już jest mi trochę lepiej, biorę się do roboty. Przed Wami „Italia. Mi piace!” (nr 19/2018, lipiec/sierpień, wrzesień) wydawnictwa Colorful Media.

Wakacje już się kończą. Na szczęście we Włoszech jeszcze przez jakiś czas będzie ciepło i właśnie w takim, letnim klimacie pozostaje temat numeru: „Otto (e più) suggerimenti per un’estate alternativa”. Autor sprzedaje nam kilka rad na to, jak uniknąć dzikich tłumów podczas wakacyjnego wypoczynku, a co za tym idzie – sprawić, by wyjazd do Włoch był komfortowy i satysfakcjonujący. Dobre pomysły, do wykorzystania na następny rok. Obowiązkowo.

W temacie podróży pozostaje również artykuł „Viaggiare nella propria anima, Napoli e i suoi segreti”. Byliście w Neapolu? Ja jeszcze nie, ale po przeczytaniu tego artykułu, Napoli ląduje na szczycie mojej listy „must see”! 

Kulturalnie: Artykuł o projekcie „Periferica”, który łączy w sobie sztukę, architekturę i komunikację na Sycylii. Oprócz tego kilka ciekawych, krótkich tekstów „na rozkrętkę” zamieszczonych na początku magazynu – trochę o książce, muzyce i filmie. 

Społeczeństwo: „La strage di Bologna” - interesujący tekst na temat zamachu bombowego w Bolonii (2 sierpnia 1980r.), kiedy to o godzinie 10:25 został wysadzony w powietrze dworzec kolejowy. Włochy to nie tylko „dolce far niente”. To także kawał historii. 

Do przyjemniejszego tematu powraca następny artykuł, mówiący o… szydełkowaniu i robieniu na drutach. Tekst powstał na życzenie czytelników. Opowiada historię robótek ręcznych, które przez długi czas były najistotniejszą rozrywką płci pięknej. Dziś już czasy trochę się zmieniły, w grę weszły smartfony, nasze palce są już zajęte czymś innym, ale szydełkowanie nadal jest w cenie. Właśnie ze względu na to, że coraz mniej osób się tym zajmuje.

Językowo: Tekst o dopełnieniach. Po co się ich używa? Dlaczego czasownik „piovere” wystarczy już sam w sobie, a „dormire” potrzebuje dopełnienia? Czym w języku włoskim różni się dopełnienie bliższe od dalszego? Ciekawa powtórka z gramatyki, a jednocześnie bardzo dobrze wytłumaczone zagadnienie dla tych, którzy spotkają się z nim po raz pierwszy. 

Magazyn zakończony jest testem sprawdzającym, ile zrozumieliśmy z lektury. Oprócz czytania ze zrozumieniem, można również ćwiczyć słuchanie za pomocą plików MP3. Ściągniemy je na smartfona za pośrednictwem kodów QR umieszczonych przy artykułach. 

Przy omawianiu „Français présent” zwróciłam uwagę na informacje o poziomie językowym określonych tekstów wg skali CEFR. W „Italia. Mi piace!” również mamy określone poziomy językowe poszczególnych artykułów, jednak we włoskiej wersji jest to lepiej zrobione. Tutaj autorzy postawili na zasadę „im dalej w las, tym ciemniej” - czyli na początku mamy teksty na poziomie A1/A2, a ich trudność wzrasta wraz z ilością przeczytanych stron, aż do B2/C1. Taki zabieg w pełni rozumiem i popieram. 

W mojej ocenie jest to bardzo dobry numer magazynu „Italia. Mi piace!”. Nie ma tu takiego artykułu, który by mnie nie zainteresował, a do niektórych jeszcze na pewno wrócę.

Za udostępnienie najnowszego numeru „Italia. Mi piace!” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media



Maraton Językowy: „Français Présent” (nr 45, lipiec-wrzesień 2018)

Maraton Językowy: „Français Présent” (nr 45, lipiec-wrzesień 2018)


Witam Was trzeciego dnia Maratonu Językowego na Sonia Czyta. 

Dziś coś miłego dla pasjonatów języka francuskiego. Są tu tacy? Ja bardzo lubię ten język, ale w moim sercu numerem 1 na zawsze chyba pozostanie rosyjski. Na język rosyjski też przyjdzie pora (czwartek, 30.08).  Teraz zapraszam do zapoznania się z recenzją najnowszego numeru kwartalnika „Français Présent” (nr 45, lipiec-wrzesień 2018) wydawnictwa Colorful Media.

Tematem numeru jest sport. Są mu poświęcone dwa artykuły. Z jednego dowiemy się, jakie ćwiczenia można robić w domu, aby dbać o sylwetkę (ogromny plus za dodatek ze słownictwem dotyczącym ciała!), a w drugim poznamy słowa i zwroty, które na pewno przydadzą się nam na basenie, czy siłowni. Pamiętajmy! Jak zaczniemy ćwiczyć już teraz, to do następnych wakacji będziemy mieć figurę jak marzenie!

Kulturalnie: Portrety dwóch pisarzy. Bohaterem pierwszego jest Pierre Lemaître, a drugiego Amin Maalouf. Obydwa teksty bardzo ciekawe. Mole książkowe na pewno znajdą tu inspirację. Jest też kilka słów o filmie, w którym gra jeden z moich ulubionych francuskich aktorów – Dany Boon. Film nosi tytuł „La ch’tite famille” i jest współczesną francuską komedią. Na pewno obejrzę.

Podróżniczo: Ciekawy tekst mówiący o tym, gdzie o jak długo spędzają swoje wakacje Francuzi. Statystyki i dużo ciekawych informacji. Jest też tekst o niewielkim mieście przy granicy francusko-niemieckiej, Neuf-Brisach. Twierdza powstała w 1697 roku „z niczego”. Zaprojektował ją Sébastien Vauban na planie gwiazdy. Więcej informacji w artykule, który gorąco Wam polecam.

Językowo: Użycie imiesłowu czasu przeszłego (participe passé) w pigułce oraz wyjaśnienie słowa „truc”.

Oprócz tego dużo innych interesujących artykułów. I tu, uwaga! O ile konstrukcja poprzednich magazynów („English Matters”, „Deutsch Aktuell”) zachwyciła mnie różnorodnością objętościową tekstów, o tyle we „Français Présent” należy się nastawić raczej na dłuższe czytanie. Oczywiście, artykuły są podzielone na mniejsze akapity, ale jeśli mamy zamiar zakończyć pewien wątek, trzeba wziąć pod uwagę swoje możliwości czasowe. Trochę mi zabrakło krótszych tekstów, ale to tylko moja skromna opinia. Pojawiła się za to inna sprawa, której nie było w poprzednich magazynach. Przy każdym tekście określony jest jego poziom w skali CEFR (np. B1-B2, B2-C1 itd.). Czy Wam to pomaga, czy przeszkadza w czytaniu, musicie określić sami. Ja starałam się na te literki nie patrzeć, żeby się, w razie czego, nie zniechęcać.

W kształtowaniu umiejętności słuchania pomogą nam nagrania, które za pomocą kodu QR można ściągnąć na swojego smartfona i słuchać gdzie tylko się chce. A na ostatniej stronie test, dzięki któremu możecie sprawdzić, ile zrozumieliście z lektury magazynu.

Za udostępnienie najnowszego numeru „Français Présent” dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media




Maraton Językowy: „Deutsch Aktuell”  (90/2018, wrzesień/październik 2018)

Maraton Językowy: „Deutsch Aktuell” (90/2018, wrzesień/październik 2018)


Witajcie!

Dzień drugi Maratonu Językowego na Sonia Czyta. Dziś przyszedł czas na język niemiecki. Przedstawiam Wam najnowszy numer magazynu „Deutsch Aktuell” (90/2018, wrzesień/październik 2018) wydawnictwa Colorful Media.

Tematem numeru są pieniądze. Co robić, żeby je mieć? Z których nawyków zrezygnować, aby trochę zaoszczędzić? Jak zmienić swoje życie, nie rezygnując z jego jakości, żeby nareszcie nie musieć odliczać do przysłowiowego „pierwszego”? Na te pytania odpowiada Iwona Płotka w artykule „Tipps und Tricks für einen vollen Geldbeutel”. W klimacie dbania o pieniądze pozostaje również następny artykuł autorstwa Aleksandry Pazik. Dowiemy się z niego, czym jest finansowa inteligencja. W dziale Konwersacja znajdziemy natomiast słowa i zwroty, z których korzysta się na giełdzie.

Muzyka, film, książka:

  • Pierwszy artykuł stanowi portret niemieckiej piosenkarki Alice Merton. Nie znałam jej wcześniej, dlatego chętnie dowiedziałam się kilku rzeczy na jej temat. 
  • Kilkanaście stron później przeczytamy o innej jeszcze piosenkarce, Yvonne Catterfeld, którą znam już z czasów, gdy byłam nastolatką. Mamy tu umieszczony tekst piosenki pt. „Irgendwas”. Z doświadczenia wiem, że świetnie uczy się języków obcych poprzez muzykę, dlatego gorąco polecam tę metodę.
  • Przegląd znanych filmów niemieckojęzycznych znajdziemy w artykule „Weltweit bekannte Filme aus den DACH-Ländern. Kinematografia niemiecka i austriacka.
  • Kultura czytania książek podupada nie tylko w Polsce. Okazuje się, że ¼ Niemców przyznaje się do tego, że nie przeczytała żadnej książki. W związku z tym powstała fundacja na rzecz promocji czytelnictwa. Jak ona działa i na czym to wszystko polega można przeczytać w interesującym artykule „Stiftung Lesen: wo die Liebe zu Büchern neu entfacht”.

W dziale podróżniczym pozostajemy nadal w temacie finansów. Przeczytamy parę stron na temat Frankfurtu nad Menem oraz Zürichu. Wiedzieliście, że miasta te są uznawane za najlepsze miejsca biznesowe w centralnej Europie? Ale wbrew temu, co wszyscy mówią, świat nie stoi tylko na pieniądzach, dlatego w artykule możemy przeczytać jeszcze, co warto jest zobaczyć we Frankfurcie i Zürichu pod kątem kulturalnym. 

Rozdział gramatyczny poświęcony jest w tym numerze Dopełniaczowi (Genitiv). Bardzo ładnie i przejrzyście wytłumaczone co i jak. Można też sprawdzić swoje umiejętności rozwiązując ćwiczenia.

Oprócz tych większych artykułów, które opisałam, jest też cała masa mniejszych. I to mi się bardzo podoba! Jeśli czytelnik ma dużo czasu, spokojnie może się pochylić nad kilkoma stronami, ale jeśli w biegu szuka kilku zdań, aby utrzymać codzienny kontakt z językiem, również będzie usatysfakcjonowany. Do tekstów dołączone są często nagrania, które można za pomocą kodu QR ściągnąć na swój smartfon i kształcić umiejętność słuchania ze zrozumieniem.

Za udostępnienie najnowszego numeru "Deutsch Aktuell" dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media


Maraton Językowy: „English Matters” (nr 72, wrzesień/październik 2018)

Maraton Językowy: „English Matters” (nr 72, wrzesień/październik 2018)


Bardzo lubię magazyny z wydawnictwa Colorful Media. Są dla mnie nieocenioną pomocą, gdy potrzebuję kontaktu z językiem obcym. Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami swoimi wrażeniami i zrobić na blogu Maraton Językowy poświęcony pięciu tytułom, po które sięgam najczęściej. Dziś część pierwsza: „English Matters” (nr 72, wrzesień/październik 2018).

Tematem numeru jest nauka języka angielskiego przy użyciu technik pamięciowych. Autorka przedstawia kilka tricków, które pomagają w umiejętnym kojarzeniu słówek. Metody te pozwalają „wgrać” poszczególne słowa i zwroty na twardy dysk naszej pamięci – do obszaru, z którego już tak łatwo nie wyjdą. Oczywiście z wymienionych porad można korzystać ucząc się każdego innego języka. Bardzo trafne uwagi. Gorąco polecam.

Mole książkowe zainteresują się pewnie dwoma artykułami, które zostały poświęcone pisarzom. W pierwszym czytamy o 25 powodach, dla których warto czytać starego dobrego Dickensa. Dowiadujemy się między innymi, że nazwiska bohaterów w jego powieściach mają przełożenie na ich charakter, np. Mr Murdstone z „Davida Copperfielda” łączy w sobie słowo „murder” z zimną jak kamień (stone-cold) osobowością. W temacie książek również znajduje się drugi artykuł, poświęcony współczesnemu pisarzowi, Davidovi Baldacciemu. Jest on autorem książek sensacyjnych, thrillerów, ale i również obyczajówek. Niektóre z jego powieści zostały zekranizowane, np. „Władza absolutna” (Absolute power), której reżyserią zajął się sam Clint Eastwood.

Dalej poruszony zostaje temat różnicy pomiędzy byciem mieszkańcem danego kraju a jego obywatelem. Co daje nam obywatelstwo? Jak można je otrzymać? I na czym polega „citizenship tourism”? Na te wszystkie pytania otrzymacie odpowiedź czytając artykuł „Homeland or Homelands?”.

Miłośnicy podróży na pewno ucieszą się z kilku stron poświęconych Nowemu Orleanowi. Miasto kojarzące się głównie w jazzem ma do zaoferowania jeszcze więcej. Łączy w sobie nowoczesność i urok starego świata. Może zadowolić każdego: zarówno amatora architektury urbanistycznej, jak i naturalnego piękna, hałaśliwych barów i wyrafinowanych restauracji. Co ciekawe: Nowy Orlean uznany jest za jedno z najbardziej zielonych miast Ameryki. 

W magazynie jest również część poświęcona językowi angielskiemu od strony mniej lubianej przez uczniów, ale przedstawionej w bardzo przystępny i zachęcający sposób.

  • Gramatyka: mieszanie trybów warunkowych. Istotna sprawa dla tych, którzy interesują się poziomem zaawansowanym j.angielskiego. Cała kartka przygotowana jest przez Wydawnictwo do wycięcia i włożenia do segregatora. Świetny pomysł.
  • Konwersacje: uczymy się słówek i zwrotów niezbędnych na stacji paliw. Bardzo ważne zagadnienie, opisane w klarowny i życiowy sposób.
  • Słownictwo: poznajemy nowe słówka na literę „k” oraz idiomy związane z jesienią, która zbliża się nieubłaganie.

Do niektórych artykułów dołączone są nagrania, które można ściągnąć z Internetu za pomocą kodu QR, prosto na swój smartfon. Pomagają one kształtować umiejętność słuchania ze zrozumieniem. 

„English Matters” łączy w sobie język żywy (artykuły o świecie, psychologii, kulturze) i suche zagadnienia gramatyczne. Robi to w tak umiejętny sposób, że wszystko niemalże samo wchodzi do głowy. Niektóre teksty mają po parę stron, a inne zaledwie kilka zdań. Każdego dnia można poświęcić chwilę na przeczytanie nawet niewielkiego fragmentu. Zapewni to systematyczny kontakt z językiem, co pomoże w osiągnięciu biegłości, za którą sami sobie będziemy wdzięczni.

Za udostępnienie najnowszego numeru "English Matters" dziękuję wydawnictwu Colorful Media. Jeżeli chcecie zapoznać się z ofertą magazynów językowych Wydawnictwa, zachęcam do kliknięcia w poniższe linki.

https://www.kiosk.colorfulmedia.pl/strona/14-darmowy-e-book – możliwość pobrania darmowego e-czasopisma
http://www.magazynyjezykowe.pl/ – magazyny językowe od Colorful Media




Robert M.Wegner „Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Tom I: Północ – Południe”

Robert M.Wegner „Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Tom I: Północ – Południe”

Szukałam dobrej fantastyki. Szukałam czegoś, w co będę mogła wejść całym umysłem, jak to było w przypadku „Pana Lodowego Ogrodu” Grzędowicza i „Wiedźmina” Sapkowskiego. Wzięłam do ręki tom pierwszy „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” Wegnera i… bingo!

Książka, zgodnie ze swoim podtytułem, jest podzielona na dwie części. Pierwsza opowiada wydarzenia z Północy, a druga z Południa Meekhanu.

Północ jest zimna, twarda i nieustraszona. Jej bohaterami są żołnierze Szóstej Kompanii, strzegący granic Imperium Meekhańskiego. Dużo tu męstwa, strategii i walk. A ponad wszystkim stoi polityka w swojej najbrudniejszej postaci – szeptania do ucha co trzeba i komu trzeba.

Południe, gorące i pustynne. Jej głównym bohaterem jest Yatech, zamaskowany wojownik, któremu wszystko zostaje odebrane, włącznie z duszą. Niesamowita historia, która porusza już od pierwszych stron. O ile przez Północ przemknęłam z umiarkowanym zainteresowaniem, tak Południem jestem zachwycona! Opowieść o Yatechu aż kipi od emocji. Uczucia w niej zawarte są tak intensywne, że nie da się być wobec nich obojętnym.

Tom pierwszy „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” oceniam bardzo wysoko. Książkę czytało się świetnie, ale nie ukrywam, że moją ocenę mocno podniosła druga część. Nie mogłam się oderwać od lektury, żyłam życiem Yatecha i nie interesowało mnie nic innego. Książkę gorąco polecam miłośnikom fantastyki, zwłaszcza polskiej.

„Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Tom I: Północ – Południe” przeczytałam w ramach wyzwania „Czytam Polskie Serie 2018”. Zapraszam do dołączenia pod tym linkiem. Każdy moment jest dobry 😉
  

O tym, jak obcojęzyczna książka nauczyła mnie pokory.

O tym, jak obcojęzyczna książka nauczyła mnie pokory.



Witajcie po długiej przerwie!

Dziś chcę się z Wami podzielić doświadczeniem, które spowodowało moją długą nieobecność w social media i na blogu. Zainspirowana wieloma osobami (zarówno wirtualnie, jak i na żywo) postanowiłam przeczytać swoją pierwszą książkę w języku angielskim, która nie byłaby Harrym Potterem czy Małym Księciem. Prawdopodobieństwo porażki było bardzo małe, ponieważ angielskiego używam na co dzień – komunikuję się z pracodawcami, znajomymi, słucham podcastów, oglądam filmy, czytam artykuły w Internecie. A jednak coś zawiodło i tylko dzięki wrodzonemu uporowi, ale i refleksji udało mi się uciec przed całkowitą klęską. I o tym będzie ten wpis.

Wybór padł na „Tell no one” Harlana Cobena. Znany i lubiany kryminał, zazwyczaj wychwalany przez blogerów i recenzentów. Ruszyłam z kopyta. Wypożyczyłam z biblioteki i już w autobusie zaczęłam czytać (i tu mała gwiazdka: zazwyczaj nie czytam w autobusach, bo mam chorobę lokomocyjną, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać). Przeczytałam prolog. Wow! Naprawdę dobry! Nie mogłam się doczekać, aż wrócę do domu i „łyknę” tę książkę na raz. I zapewne tak by się stało, gdybym miała w rękach polskie tłumaczenie, a nie wersję anglojęzyczną.

Jestem osobą niecierpliwą, ale książkom akurat lubię poświęcać dużo czasu. Czytam je starannie, często wracam do poprzednich stron, jeśli jakiś wątek mi umknie. Zależy mi na zrozumieniu, a nie na szybkim przeczytaniu i przeskoczeniu do następnej. Niestety w przypadku powieści w języku angielskim to właśnie mój pierwotny brak cierpliwości mocno dawał mi się we znaki. Chora ambicja napędzała mnie do tego, by czytać na siłę. Wmawiałam sobie, że odpoczynek po dwudziestu stronach jest dla słabeuszy, że przecież jestem w stanie przeczytać 60 stron za jednym razem. Skutek: przemęczenie i nieuważność. Często łapałam się na tym, że nie pamiętam, o czym tak naprawdę czytam, a to nie pozwalało mi pójść dalej. I tak kręciłam się w kółko. Z tego powodu książkę czytałam ponad miesiąc. Wydawało mi się, że już mam jej dość, a tak naprawdę miałam dość siebie i swojego głupiego zachowania. Dopiero pod koniec udało mi się znaleźć przyjemność z lektury. Gdy  schowałam pazury swojej ambicji.

Czego nauczyło mnie to doświadczenie?

Pokory. Nie muszę wszystkiego od razu rozumieć. Nie muszę narzucać sobie szalonego tempa. Mogę w pełni czerpać radość ze sprawdzania znaczenia słówek, z zatrzymania się nad jakimś opisem trochę dłużej. Nikt mnie nie ocenia. Jestem tylko ja i książka. Gdy udało mi się zakończyć zapasy z samą sobą, gdy wsłuchałam się w głos książki, a nie siłaczki w moim umyśle – wtedy zyskałam harmonię i przyjemność czytania. 

Samoświadomości. Język angielski nie jest moim językiem ojczystym. Nie ukończyłam też filologii angielskiej. Mam prawo do niewiedzy. Ale mam też chęć rozwoju.

Żywego języka angielskiego. Doceniłam, że obcuję z tym, co autor naprawdę napisał, a nie z tym, co zostało przełożone na język polski. Zauważyłam nieprzetłumaczalne gierki słowne, zrozumiałe tylko w języku angielskim. No i nauczyłam się oczywiście paru nowych słówek.

Co mnie zaskoczyło?

Bałam się, że to doświadczenie zniechęci mnie do czytania czegokolwiek w języku obcym. Stało się zupełnie odwrotnie! Myślę, że wkrótce znów sięgnę po książkę anglojęzyczną. Nie wiem jeszcze jaką. Nie wiem jeszcze kiedy. Ale jedno wiem na pewno: będę mieć do niej zupełnie inne podejście niż to „Tell no one”.

Jeżeli macie ochotę na lekcję pokory, gorąco polecam Wam czytanie w języku obcym. Zmierzycie się wtedy nie tyle z owym językiem, co z sobą i swoim charakterem. 

Copyright © Sonia Czyta , Blogger