10 ulubionych cytatów z okazji 113 rocznicy urodzin Jana Sztaudyngera

10 ulubionych cytatów z okazji 113 rocznicy urodzin Jana Sztaudyngera

28 kwietnia 1904 urodził się polski poeta i satyryk, autor fraszek, często o zabarwieniu erotycznym. Niektóre z nich znane są bardzo dobrze, jak np. "Jeśli nie chcesz mojej zguby, daj mi banknot, ale gruby". Przedstawiam Wam Jana Sztaudyngera i 10 jego złotych myśli, które szczególnie mi się podobają.

Twoim imieniem się pieszczę, gdyby tak tobą jeszcze?
Koncert miał dziwnie nieskładne brzmienie: 
wpierw grały zmysły, potem sumienie.
Jak ocalić takie jagnię, które samo wilka pragnie?
Każda jej pozycja to już propozycja.
Mam niewątpliwą ochotę na twą wątpliwą cnotę.
Twój uśmiech zwycięski był sprawcą mej klęski.
Kto śpi nie grzeszy, więc miła osobo,
nie będzie grzechu, gdy prześpię się z tobą.
Pamiętam jedną miłość,dłużej niźli inne,
Bo usta miała chętne, a oczy niewinne,
I gdy miłosną śpiewała piosenkę,
Na piersiach stromych kładła moją rękę,
Ażebym ręka, nie tylko uchem,
Mógł się wykazać mym muzycznym słuchem.
Proście, a nie będzie wam dana,
kobieta chce być zdobywana.
W miłości właśnie cenię
Niedoświadczenie.
Miłość nie jest kunsztem,
Miłość jest wzruszeniem.

Tak właśnie... Miłość jest wzruszeniem. 


Tym romantycznym akcentem kończę swój wpis. Mam nadzieję, że cytaty Jana Sztaudyngera zarówno Was rozbawiły, jak i dały do myślenia. A może macie jakieś ulubione myśli J.Sztaudyngera? Podzielcie się 😉
Paula Hawkins "Dziewczyna z pociągu"

Paula Hawkins "Dziewczyna z pociągu"

Celowo wzięłam się za tę książkę dopiero, gdy opadły – dodatkowo podsycane ekranizacją – emocje. Zwykle jestem ostrożna, jeśli chodzi o chwalebne recenzje pisane z tyłu na okładkach. Tak było i tym razem. Myślałam, że „Dziewczyna z pociągu” to totalny, ale dobrze rozreklamowany, gniot. Dużo negatywnych recenzji przeczytałam, lecz zamiast posiłkować się opiniami innych, wolałam sama wyrobić sobie zdanie. Może właśnie dlatego, że nie spodziewałam się cudów, książka całkiem mi się podobała?

Główną bohaterką jest Rachel – kobieta z problemami, samotna, zaniedbana, nieogarnięta życiowo alkoholiczka, która właśnie straciła pracę. Siłą nawyku (ale też i po to, by nie przyznawać się do porażki przed współlokatorką) w dalszym ciągu odbywa codzienne podróże do miasta i z powrotem. Siedząc w pociągu, zagląda w okna domów i dopowiada sobie historie o ich mieszkańcach. W sposób szczególny upodobała sobie jedną parę, której życie wkrótce przewraca się do góry nogami. Rachel staje się mimowolnym świadkiem szokujących wydarzeń.


Tak pokrótce przedstawia się treść książki. Narracja prowadzona jest z perspektywy kilku bohaterów – bardzo lubię ten zabieg. Oczywiście, można było lepiej zbudować postaci, pogłębić je psychologicznie. Jednak wówczas książka nie miałaby 300 stron, a 600. Niewątpliwie dla wielu ludzi, objętość „Dziewczyny...” jest dużym plusem. Wartka akcja oraz pełne napięcia rozdziały wciągają i  powodują, że bez przerwy czytamy jeden za drugim. Dzięki temu książkę się wręcz pochłania.


Dla mnie „Dziewczyna...” jest bardzo dobra do podróży. Łatwa, nie wymaga wielkiego skupienia, czyta się ją dla rozrywki i dzięki niej czas szybko mija. Zwykle nie czytuję thrillerów, dlatego nie jestem jakimś szczególnym znawcą w tej dziedzinie. Co prawda, napięcie budowane przez autorkę przez większość książki później troszkę oklapło, ale i tak nie zmienia to mojej bardzo wysokiej oceny.


8/10

Klasyczny Tag Książkowy

Klasyczny Tag Książkowy




Witajcie po Świętach! Brzuchy pełne? Mój aż za bardzo!

Dziś u mnie na blogu Klasyczny Tag Książkowy, do którego nominowała mnie Kasia z bloga Biały Notes. Za nominację dziękuję i startuję z wyznaniami.

3... 2... 1...





1. Jaki gatunek najczęściej wybierasz?

Jestem bardzo elastyczna, jeśli chodzi o gatunki, jednak z dawnych czasów pozostała mi szczególna słabość do fantastyki. Chętnie również czytuję klasykę (Tołstoj, Dumas, Dostojewski, Hugo) oraz biografie. Nie stronię też od kryminałów, choć ciągle nie mogę się do nich w pełni przekonać.

2. Który bohater jest najbardziej podobny do Ciebie lub którym chciałbyś być?

Najbardziej podobna do mnie jest Essi Daven pseudonim „Oczko” z „Sagi Wiedźmińskiej”. Jak ja, zawodowo zajmuje się śpiewem, jest emocjonalna, romantyczna, znająca języki, a jak już się zakocha to całym sercem i niezależnie od tego, czy ta miłość ma szansę odnaleźć spełnienie, czy nie. 

Jak już jestem w tematyce Wiedźmińskiej, to chyba czasem wolałabym być tak wyrachowana, jak Yennefer, ale w głębi serca zachować wrażliwość Essi.

3. Jaką książkę dałabyś do przeczytania swojemu dziecku?

„Harry Potter i Kamień Filozoficzny”. Od tego zaczęła się moja miłość do książek. Potter w magiczny sposób przyciąga czytelnika i sprawia, że nie jest w stanie odłożyć książki na bok. Jestem przekonana, że moje dziecko byłoby zachwycone tak, jak ja byłam.

4. Wolisz książki w wersji papierowej, e-booki czy audiobooki?

Wolę wersję papierową, choć w podróż zabieram ze sobą czytnik e-book, żeby nie dźwigać dodatkowych kilogramów. Ostatnio też przekonuję się do audiobooków. Słuchowisko „Trylogii husyckiej” Sapkowskiego przenosi mnie zupełnie w tamten świat. Nie wiem jednak, czy zadziałałoby to również przy „zwykłym” audiobooku czytanym przez jedną osobę. 

5. Jaka książka zrobiła na Tobie największe wrażenie?

Jedyny, najukochańszy i najwspanialszy "Mały Książę". Od wielu lat niepodzielnie panuje w moim sercu.

6. Jaka książka nie zrobiła na Tobie dobrego wrażenia?

Najohydniejsza książka, jaką czytałam to „Kobieta i mężczyźni” Manueli Gretkowskiej. Fuj!

7. Czytasz jedną książkę od początku do końca czy zaczynasz kilka książek na raz?

Zazwyczaj czytam jedną, ale robię wyjątki, dla poradników, czy książek naukowych. Beletrystyki raczej nie mieszam.

8. Częściej czytasz wypożyczone książki czy raczej preferujesz własny zakup?

Od jakiegoś roku mam zasadę, że nie kupuję książek. Czasem od tej zasady odstępuję, ale bardzo rzadko. Pierwszym moim postanowieniem jest przeczytanie jak największej liczby książek już posiadanych. Ale jeśli interesuje mnie jakaś nowość i nie wiem, czy warto mieć ją na półce, to pożyczam z biblioteki. 

9. Jaką jedną książkę powinien przeczytać każdy, niezależnie od swoich zainteresowań?

Zdecydowanie „Małego Księcia”! Nie spotkałam jeszcze tak uniwersalnej książki, z której za każdym razem wyłapuje się coś nowego, niezależnie od tego, który raz się ją czyta. 

10. Czy oceniasz książkę po okładce?

Niestety często łapię się na tym, że tak. Wiem, że się nie powinno, ale jestem estetką i wzrokowcem, więc najszybciej zainteresuje mnie ładnie wydana książka.

11. Czy ulegasz promocjom cenowym na książki? Jeżeli tak, to jaka była największa ilość książek, jakie kupiłaś na promocji?

Tak, jak pisałam wyżej: ostatnio staram się nie kupować książek. Za czasów studenckich jednak wydawałam połowę swojego stypendium naukowego na nowe powieści. Największy jednorazowy zakup to było chyba 8 książek.

12. O jakiej książce marzysz?

Uhuuuu! Dużo tego! Ale gdybym miała wybrać jedną (wybór naprawdę ciężki), to pewnie byłaby to „Miniaturzystka” J.Burton. 

13. Ile książek liczy Twoja biblioteczka i jak przechowujesz swoje zbiory?

Nigdy nie liczyłam posiadanych książek, ale na pewno jest ich kilkaset. Nie sposób tego policzyć, bo mnóstwo książek zostało w moim rodzinnym domu. A tam, gdzie teraz mieszkam mam już zapełnione dwa regały, wielką ilość wiszących półek no i jeszcze pudła z książkami, których już raczej nie przeczytam, ale nie chcę sprzedawać, ani oddawać, a nie są na tyle wartościowe, żeby je trzymać na wierzchu.

14. Co najpierw: książka czy ekranizacja?

Jeżeli wiem, że film bazuje na książce, to najpierw czytam. Ale zdarza się, że oglądam nieświadomie, a później pluję sobie w brodę. Choć jeśli film mnie bardzo zainteresuje, to z dużym zapałem czytam również książkę (przykład: „Tajemnica Filomeny”)

15. Co teraz czytasz?

„Trylogię husycką” Andrzeja Sapkowskiego, przeplataną krótszymi książkami, których nie czytałam już przez długi czas (ostatnio było to np. „Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam” P.Coelho).

To tyle ode mnie. Czujcie się zaproszeni do Klasycznego Tagu Książkowego. Dajcie znać, gdy pojawi się u Was na blogach. Chętnie poczytam ☺

Odkrycie kwartału, czyli 5 ulubionych (jak na razie) filmów z Judem Law

Odkrycie kwartału, czyli 5 ulubionych (jak na razie) filmów z Judem Law

Moje marcowe odkrycia dedykuję aktorowi, którego znam już od wielu lat, ale dopiero niedawno zaczęłam odkrywać jego filmografię. Punktem zwrotnym był serial „Młody papież” (link do mojej opinii), w którym zagrał główną rolę i zauroczył mnie swoimi aktorskimi umiejętnościami. Kto to taki? Niesamowity Jude Law. Poniżej przedstawiam Wam wybranych 5 filmów, ze wszystkich, które do tej pory obejrzałam. 5 najlepszych zarówno pod kątem opowiedzianych historii jak i budowania postaci przez Juda.


 1. „AI Sztuczna Inteligencja”

Film, którego akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Głównym bohaterem jest pierwszy emocjonalnie rozwinięty robot – chłopiec stworzony do odczuwania i dawania miłości. David trafia do małżeństwa, którego syn znajduje się w śpiączce. Obdarza miłością swoją przybraną matkę, a ta, gdy jej rodzone dziecko zdrowieje, odrzuca Davida. Niestety, mechanizmu miłości nie da się cofnąć, a chłopiec-robot nieustannie tęskni za matką. Uważa, że mógłby być kochany, gdyby nie to, że nie jest człowiekiem. Zainspirowany bajką o Pinokiu, szuka Błękitnej Wróżki, z nadzieją, że przemieni go w chłopca. Wtedy jego marzenie mogłoby się spełnić.

Historia niesamowicie wzruszająca! Pokazuje potęgę najczystszej, niewinnej miłości. Płakałam od początku do końca i na pewno jeszcze wrócę do tego filmu. 10/10

2. „Alfie”

Tytułowy Alfie (Jude Law) jest pierwszej klasy uwodzicielem. Sprawia, że kobiety same wpraszają mu się do łóżka, a później przez długi czas nie mogą o nim zapomnieć. Dla wielu staje się idealnym kochankiem. Nie jest to jednak typ, który dałby się usidlić na całe życie. Pomimo uroczego uśmiechu i przesłodkiej powierzchowności, Alfie tak naprawdę jest dość bezwzględny. Biada tej, która go pokocha!

Film jest nawiązaniem do „Alfiego” z 1966 r., z Michaelem Cainem w roli głównej. I byłoby to beznadziejne „odgrzewanie kotletów”, gdyby nie Jude w roli głównej. Nie dość, że nie można oderwać od niego oczu, to jeszcze (gwarantuję!) uśmiech na jego widok nie schodzi z twarzy. Law jest tu jak ciasteczko do schrupania. Idealnie pasuje do tej roli. I to właśnie dzięki jego kreacji „Alfie” otrzymuje ode mnie 9/10


3. „Holiday”

Czy nie macie czasem tak, że gdy życie nie układa się po Waszej myśli, chcielibyście uciec jak najdalej i zakopać się choć na jakiś czas w zupełnie innej rzeczywistości? Taki właśnie reset fundują sobie Amanda i Iris, dwie nieznane sobie kobiety, które postanawiają zamienić się domami na tydzień. Jedna mieszka w USA, druga w Anglii. Zmiana domu równa się zmianie życia. Co prawda, na krótki czas, ale jednak. Obie uciekają od swoich niespełnionych miłości i niezdrowych ambicji. Czasami jednak mały wyjazd, a może obrócić życie o 180 stopni.
Bardzo dobry film. Pod koniec nawet trochę się popłakałam. Bardzo związałam się z bohaterami i trzymałam za nich kciuki. To dobrze świadczy o filmie. 9/10


4. „Windykatorzy”

Remy (Jude Law) zajmuje się odzyskiwaniem organów wewnętrznych, branych „na kredyt” przez ludzi, którym bardzo zależy na życiu. Gdy klienci nie wywiązują się z umowy i zalegają z opłatami, do akcji wkracza właśnie on z paralizatorem, skalpelami i różnymi innymi narzędziami. Wycina wątroby, nerki, serca... Praca, jak każda inna, nieprawdaż? Ale Remy naprawdę lubi tę robotę. Do czasu, gdy po wypadku sam (nieumyślnie) staje się klientem swojego pracodawcy. I nie ma co liczyć na znajomości! Biznes, jest biznes. W takich sytuacjach często przewartościowują się priorytety

Film wciągający, trzymający w napięciu. Trochę za dużo flaków na wierzchu, jak dla mnie, ale można na to przymknąć oko, a mocniej skupić się na historii człowieka, który w ciągu jednej chwili stracił wszystko. 9/10


5. „Panaceum”

Gdy mąż Emily trafia do więzienia, kobieta z trudem radzi sobie z sytuacją. Jest jej ciężko, z dnia na dzień co raz trudniej, aż w końcu wpada w depresję. Po odsiadce, mężczyzna wraca do domu, ale poza kilkoma zdawkowymi uśmiechami czy czułościami, nie może liczyć na nic więcej od swojej żony, która nadal zamyka się w swoim smutnym świecie. Emily trafia do dr Banksa (Jude Law), psychiatry, któremu ciężko jest zawiązać koniec z końcem, odkąd stał się jedynym żywicielem rodziny. By trochę więcej zarobić, lekarz podejmuje współpracę z koncernem farmaceutycznym, który wprowadza na rynek nowy „lek na wszelkie troski i zmartwieia”. Przepisuje Emily eksperymentalny medykament, którego skutki uboczne okazują się śmiertelnie niebezpieczne.

Dobry film. Dobrze nabudowane postacie. Gdzieniegdzie mi się dłużyło, ale mimo to 8/10


Ok, to tyle ulubionych filmów z Judem Law jak na razie. „Młody papież” nie pojawił się w tym zestawieniu z dwóch powodów. Po pierwsze: to serial, a nie film. Po drugie: wszystkie pienia i zachwyty umieściłam w osobnej notce, do której znów serdecznie Was zapraszam (link)

A Wy macie ulubione filmy z Judem Law? A może widzieliście, któryś z mojego zestawienia? Dajcie znać. Buźka!

Peter V.Brett "Malowany człowiek" (tom I i II)

Peter V.Brett "Malowany człowiek" (tom I i II)

Tom I: Zastraszona ludzkość, zniewolona przez żądne krwi demony reprezentujące ogień, kamień, drewno, wodę, piasek i wiatr. Każda noc może być ostatnią w życiu, a każdy wschód słońca jest błogosławieństwem. Ciągła praca nad umocnieniem zabezpieczeń runicznych, by we własnym domu czuć się bezpiecznie. W takim świecie żyje trójka bohaterów: Arlen, Leesha i Rojer. Każdego z nich poznajemy osobno, a ich drogi nie krzyżują się.

Arlen (ur. 307 Roku Plagi) to chłopiec mieszkający w Potoku Tibbeta. Jest ciekawy świata i już jako dziecko wyróżnia się umiejętnością szkicowania run, będących zabezpieczeniem przed śmiertelnym wrogiem – Otchłańcami. Fascynuje się rolą posłańca i marzy o tym, by móc kiedyś podróżować z wioski do wioski przynosząc niezbędne produkty i wiadomości od sąsiadów. Cechuje go odwaga odziedziczona po matce, gardzi zaś tchórzostwem.

Leesha (ur. 305 Roku Plagi) żyje w Zakątku Drwali. W miarę jak dojrzewa do bycia kobietą, dostrzega wady swojej matki: niewierność, wyrachowanie oraz desperacja w próbach wydania córki za mąż. Nie godzi się na takie traktowanie, co tylko pogarsza jej sytuację. Ponadto narzeczony rozpuszcza we wsi plotki o rzekomym współżyciu z nią. Napiętnowana i wytykana palcami udaje się na praktyki zielarskie do Starej Bruny. Tam z radością oddaje się zgłębianiu tajemnic uzdrawiających mikstur.

Rojer urodził się w 315 Roku Plagi w Rzeczułce. Na skutek nieszczęśliwych zdarzeń trafił pod opiekę minstrela, który nauczył go jak radować serca publiczności śpiewem, tańcem, żonglowaniem i grą na skrzypcach.

Tom pierwszy „Malowanego Człowieka” to książka niezwykle wciągająca. Słyszałam o osobach, które przeczytały ją w jedną noc (500 stron!). Mnie ta sztuka się nie udała, ale jestem skłonna uwierzyć w prawdomówność tych ludzi. Prosty język i interesująca fabuła powodują, że tę powieść po prostu się „pochłania”. Postacie zarówno pierwszo- jak i drugoplanowe są świetnie nakreślone: pełnokrwiste i prawdziwie ludzkie, wraz ze swoimi mocnymi i słabymi stronami. Książkę wzbogacają dodatkowo ilustracje autorstwa Dominika Brońka. Pobudzają wyobraźnię i przerażają, przez co idealnie pasują do fabuły.

Tom II: Bohaterowie, których w pierwszym tomie poznaliśmy jako dzieci, są już dorośli. Każde z nich zostało źle doświadczone przez los, ale i również wyciągnęło z napotkanych sytuacji mądre wnioski. Rojer stracił opiekuna, Leesha niewinność, a Arlen człowieczeństwo. Wszyscy musieli się z czymś pożegnać, by w zamian otrzymać coś nowego, a z porażek uczynić tarczę nie do przebicia.

Ich drogi nareszcie się krzyżują. Spędzają ze sobą dużo czasu na trakcie i odczuwają narastającą więź. Wpływają na siebie nawzajem i dzięki temu razem stawiają czoła własnym lękom, a przeszłość już nie spędza im snu z powiek. Rojer zaczyna wierzyć we własne umiejętności, gdy odkrywa sposób na otumanienie Demonów. Rana w sercu Leeshy zabliźnia się, a dziewczyna zaczyna znów wierzyć w miłość i oddanie dwojga ludzi. Arlen zaczyna na nowo odczuwać ludzkie emocje, przypomina sobie, że są w życiu jeszcze inne rzeczy oprócz zgrai demonów, którą należy zgładzić.

Tom drugi trzyma poziom tomu pierwszego. W porównaniu z poprzednią księgą, która była niejako zarzewiem wydarzeń, tutaj akcja nabiera tempa. I nie należy wyciągać pochopnych wniosków porównując objętości obu książek (500 i 300 stron) – obydwie są jednakowo ciekawe.

"Malowany człowiek" w całości dostaje ode mnie solidne 8/10.
Copyright © Sonia Czyta , Blogger