Joseph Gelinek "Dziesiąta symfonia"

Joseph Gelinek "Dziesiąta symfonia"

W świecie muzycznym istnieje pojęcie „klątwy dziewiątej symfonii”. Jest to mit romantyczny mówiący o tym, że kompozytor może stworzyć w swoim życiu tylko dziewięć symfonii, a każdy, kto podejmie się pracy nad dziesiątą, znacząco podupada na zdrowiu i umiera. Klątwa ma swe źródło w epoce klasycyzmu, w biografii Beethovena, który nie napisał już żadnej symfonii po tej z „Odą do radości” (Dziewiąta). Podobnie rzecz ma się z Dvořakiem.  Bruckner zaś, chcąc oszukać przeznaczenie, swoją pierwszą symfonię oznaczył, jako zerową, a Gustav Mahler, nie chcąc by w nazwie pojawiło się słowo „symfonia”, swoją dziewiątą nazwał „Das Lied von der Erde” (Pieśń o ziemi). Po ukończeniu prac nad nią dopadło go fatum. Nawet współcześni kompozytorzy wolą nie zadzierać ze śmiercią – Krzysztof Penderecki zarzeka się, że nigdy dziewiątej symfonii nie napisze.

Wielkie więc, było moje zdziwienie, gdy na półce w bibliotece ujrzałam książkę Gelinka zatytułowaną „Dziesiąta symfonia”. Z okładki swoim mrocznym spojrzeniem darzył mnie Ludwig van Beethoven. Musiałam ją przeczytać!


    „Młody hiszpański muzykolog Daniel Paniagua bierze udział w koncercie, podczas którego zostaje wykonana rekonstrukcja pierwszej części X Symfonii Ludwiga van Beethovena i zaczyna podejrzewać, iż autor tej rekonstrukcji, Ronald Thomas, być może jest w posiadaniu oryginału dzieła. Wkrótce Thomas zostaje bestialsko zamordowany - mordercy odcinają swojej ofierze głowę, na której jest wytatuowana sekwencja muzyczna. Daniel Paniagua zostaje wciągnięty w wir zaskakujących wydarzeń, piętrzących się zagadek, tajemniczych przypadków, które kolejno odsłaniają nieznane fakty z biografii Ludwiga van Beethovena.” (opis z okładki)

 W „Dziesiątej...”  Joseph Gelinek wplata wiele wątków muzykologicznych, co może odstraszyć laików lub osoby, które po prostu nie do końca orientują się w historii muzyki, podstawach harmonii itd. Jednakże jeśli czytelnik posiada otwarty umysł i lubi dowiadywać się nowych rzeczy, nie powinien bać się tych fragmentów. Warto wspomnieć, że główny bohater właśnie dzięki analizie muzycznej, odgaduje tajemniczy szyfr zapisany nutami. Nie ukrywam, że dla mnie – jako muzyka – motyw analizy był najciekawszy i mocno podbił ocenę tej powieści.

Był to mój pierwszy kontakt z thrillerem. Kontakt, którego niestety nie mogę zaliczyć do udanych. Nie dość, że czytanie zajęło mi trzy miesiące (może i mnie dopadła klątwa? :D), to jeszcze finał wzbudził we mnie zażenowanie. Nie stawiam jednak tej książce niskiej oceny, bo dzięki niej spędziłam kilka naprawdę przyjemnych wieczorów pełnych zagadek, logicznego myślenia oraz muzyki Ludwiga van Beethovena.

Tytuł oryginalny: La décima sinfonía
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: thriller/sensacja/kryminał
Forma: powieść
Liczba stron: 360
Wydawnictwo: Muza
Moja ocena: 6/10
Edgar Allan Poe "Opowiadania"

Edgar Allan Poe "Opowiadania"

O Edgarze Allanie Poe słyszałam wiele: niedościgniony mistrz horroru, prekursor noweli kryminalnej, twórca pierwszego detektywa w literaturze – C.Auguste’a Dupina. Postanowiłam więc sprawdzić na własnej skórze na czym polega fenomen tego autora i czy naprawdę jest się kim zachwycać.

Nie będę opisywać tutaj każdego z tych opowiadań, bo nie ma to najmniejszego sensu. Postaram się za to wyłuskać najważniejsze wspólne cechy. Co łączy te opowiadania? Najczęściej ich głównym bohaterem jest śmierć – ludzie są tylko kukiełkami w jej rękach i zupełnie poddają się „sile wyższej”. Poe uśmierca swe postaci w przeróżny sposób: pewną kobietę dusi i wpycha do komina głową w dół, inną osobę zamurowuje żywcem w piwnicy a następnej – po prostu – podrzyna gardło.  Każda ze zbrodni jest opisana w brutalny, plastyczny sposób. Nieraz aż dostawałam gęsiej skórki od nadmiaru wrażeń!

Poe bawił się moimi uczuciami, manipulował mną. Zazwyczaj powtarzał się jeden schemat odczuć: opowiadanie zaczynałam czytać z zainteresowaniem, później emocje na chwilę opadały, by znów gwałtownie wzrosnąć. Napędzona akcją pod koniec opowiadania nie potrafiłam się zatrzymać i bez przystanku rozpoczynałam kolejne opowiadanie. I tak w kółko, dlatego książkę przeczytałam dosyć szybko.

Nie mam w zwyczaju zachwycać się klasyką tylko dlatego, że jest nią tak nazywana. Jednakże te opowiadania z czystym sercem mogę polecić każdemu, kto tęskni za mocnymi wrażeniami, opisanymi w inteligentny i psychologiczny sposób. Każdemu, kto lubi poddać się całkowicie woli pisarza i odczuwać skrajne emocje. Lub też po prostu każdemu, kto czasem lubi przeczytać  naprawdę dobrą książkę.

Tytuł oryginalny: Selected Tales
Cykl: -
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: horror
Forma: zbiór opowiadań/nowel     
Liczba stron: 186
Wydawnictwo: Mediaset Poland
Moja ocena: 7/10
Andrzej Sapkowski "Coś się kończy, coś się zaczyna"

Andrzej Sapkowski "Coś się kończy, coś się zaczyna"

„Za stodołą, gdzieś na płocie,
Kogut gromko pieje.
Zaraz przyjdę, miła do cię
Tylko się odleję.”


„Coś się kończy, coś się zaczyna” to wydany w 2000 roku cykl ośmiu opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. Każde z nich jest zupełnie inne, lecz łączy je jeden wspólny mianownik – fantastyka. Miłośnicy Geralta z Rivii, żeby uniknąć zawodu, powinni wiedzieć, że z ośmiu opowiadań, tylko dwa dzieją się w wiedźmińskim świecie. Reszta to swobodne przeskakiwanie w różne miejsca i czasy, począwszy od naszej ojczyzny w czasach średniowiecza, na przestrzeni kosmicznej kończąc.

W pierwszym opowiadaniu („Droga, z której się nie wraca”) poznajemy matkę Geralta, Visennę. Krąg Druidów, do którego należy, wysyła ją, by pokonała kościeja – potwora, który nęka wioski i miasta blokując trakt kupiecki. Po drodze Visenna spotyka rannego wojownika – Korina i pomaga mu wyzdrowieć. Później razem stawiają czoła kościejowi.

Drugim opowiadaniem, którego akcja dzieje się w świecie wiedźmińskim jest tytułowe „Coś się kończy coś się zaczyna”. Opisane jest tu wesele Geralta i Yennefer. Razem z nimi pojawia się tu mnóstwo innych postaci związanych z Sagą: niezastąpiony Jaskier, odważna Ciri, a nawet Borch Trzy Kawki, którego po raz pierwszy i ostatni do tej pory widzieliśmy  w drugim tomie opowiadań („Miecz przeznaczenia”). Pomimo głośnych protestów autora, mnóstwo fanów nadal uparcie uważa to opowiadanie za alternatywne zakończenie pięcioksięgu o Wiedźminie.

Z sześciu pozostałych opowiadań, moją uwagę zwróciły dwa: „Muzykanci” i „Złote popołudnie”.

Akcja „Muzykantów” dzieje się w Dołach (dzielnica Łodzi) w latach 90. ubiegłego wieku. Prowadzone jest tam śledztwo dotyczące dziwnych morderstw. Ofiar na pozór nic ze sobą nie łączy. Śledczy Andrzej Nejman odkrywa jednak, że motywem tych zabójstw może być okrucieństwo ofiar wobec zwierząt. Żeby się o tym przekonać, musi odważyć się na prowokację. Sapkowski pisze „Muzykantów” zarówno z perspektywy ludzi, jak i zwierząt, co jest bardzo ciekawym zabiegiem, komplikującym odbiór opowiadania, a jednocześnie znacznie go ubogacającym. Prosta za to jest nauka, którą z „Muzykantów” można wyciągnąć: Karma zawsze wraca, a pokuty za krzywdę wyrządzoną niewinnym nie da się uniknąć.

W „Złotym popołudniu” mieszają się wydarzenia mniej i bardziej nierealne. Mała dziewczynka imieniu Alicja trafia do dziwnego świata. Poznaje tam kota, który potrafi znikać, pozostawiając po sobie tylko uśmiech, królika i szalonego mężczyznę, który lubi nosić kapelusze. Znajomy wątek? Oczywiście, że tak! Nie trzeba być szczególnym książkoholikiem, żeby domyślić się, że to o „Alicję w Krainie Czarów” chodzi. U Sapkowskiego jednak dziewczynka pozostaje w śpiączce i wszystkie te wydarzenia odbywają się w jej śnie. Alicja zostaje zaproszona do rozegrania z królową Mab partii krokieta. Kot z Cheshire wie, jakie niebezpieczeństwo za tym idzie. Postanawia uratować dziewczynkę. Następuje przeniknięcie snu do jawy, oba światy jednoczą się we wspólnym celu. Opowiadanie to było nominowane w 1997 roku do nagrody im. Zajdla.


„Co może być gorszego od idioty w lesie?
Ten z was, który krzyknął, że nic, racji nie miał. Jest coś, co jest gorsze od idioty w lesie.
Tym czymś jest idiotka w lesie.
Idiotkę w lesie - uwaga - poznać można po następujących rzeczach: słychać ją z odległości pół mili, co trzy lub cztery kroki wykonuje niezgrabny podskok, nuci, mówi do siebie, leżące na ścieżce szyszki stara się kopnąć, żadnej nie trafia.
A gdy dostrzeże was, leżących sobie na konarze drzewa, mówi: "Och!", po czym gapi się na was bezczelnie.
- Och - powiedziała idiotka, zadzierając głowę i gapiąc się na mnie bezczelnie. - Witaj, kocie.”

Cykl „Coś się kończy, coś się zaczyna” pozwala nam poznać Andrzeja Sapkowskiego z innej strony niż „wiedźmińska”. Niesamowita różnorodność tematyczna pozwoli każdemu znaleźć coś dla siebie. Opowiadania są na tyle krótkie, że kontakt z wątkami, które nas nie interesują (w moim przypadku „W leju po bombie” i „Bitewny pył”), jest prawie bezbolesny. Humorystyczne opisywanie zdarzeń (tak charakterystyczne dla Sapkowskiego) i umiejętność zaciekawienia czytelnika sprawiają, że tę książkę czyta się bardzo szybko. Polecam nie tylko jako luźne uzupełnienie Sagi o Geralcie.

Tytuł: Coś się kończy, coś się zaczyna
Cykl: -
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Liczba stron: 299
Wydawnictwo: SuperNova
Moja ocena: 7/10 

Andrzej Sapkowski "Sezon burz"

Andrzej Sapkowski "Sezon burz"


Pod koniec 2013 roku w księgarniach pojawiła się niespodzianka. Ni stąd ni zowąd bez niepotrzebnych reklam i zapowiedzi ukazał się „nowy Sapkowski” z kolejnym tomem Wiedźmińskiej Sagi. Usłyszeć można było skrajne opinie. Fani byli zachwyceni, ale pojawili się również sceptycy, którzy uważali, że Sapkowski robi skok na kasę i nachalnie kontynuuje historię zakończoną w „Pani jeziora”. Tyle że „Sezon burz” żadną kontynuacją nie jest. I to przed lekturą powinniśmy sobie uświadomić.
Wydarzenia dzieją się w Świecie Wiedźmińskim. W tym samym, w którym osadzone są wydarzenia całej Sagi. Znajdujemy się w Królestwie Kerack, gdzie Geralt pada ofiarą kradzieży. Giną jego słynne miecze. Żeby je odzyskać, jest w stanie zrobić wszystko. Podejmuje się nawet mniej lub bardziej ryzykownych działań, często niezgodnych z jego kodeksem. Na domiar złego, wiedźmin bez swoich mieczy, sprawia wrażenie bezbronnego i co rusz musi stawiać czoła rzezimieszkom, którzy chcą spróbować swoich sił w walce z legendarnym zabójcą potworów.

U boku Geralta dumnie kroczy jego przyjaciel, Jaskier. Pojawia się również, choć bardzo rzadko i nie bezpośrednio w towarzystwie Wiedźmina, czarodziejka Yennefer. Główną postacią kobiecą „Sezonu burz” jest bowiem inna magiczka. Rudowłosa Lytta Neyd o pseudonimie Koral oczarowuje Geralta i wdaje się z nim w krótki lecz ognisty romans. Oprócz ludzi spotykamy tu również liczne potwory, z którymi wiedźmin musi sobie poradzić magią i sprytem, gdyż po kradzieży mieczy tylko to mu pozostało. Pojawiają się nie widziane wcześniej aguary (lisice) i hybrydowe bestie – mutanty.

Wiedźminomaniacy szacują, że akcja powieści dzieje się pomiędzy opowiadaniami „Ostatnie życzenie” (w którym Geralt poznaje Yennefer) i „Wiedźmin” (w którym bohater walczy ze strzygą). Dlatego powtarzać będę jak mantrę, że na „Sezon burz” należy patrzeć, jak na osobną historię i tylko pod takim kątem ją czytać. Wtedy czytelnik otworzy się i doceni pełną wartość tej powieści.

„Sezon burz” czyta się bardzo szybko. Ze strony na stronę wciąga coraz mocniej, wręcz bezlitośnie. Tę powieść z czystym sercem mogę polecić każdemu, kto w Świecie Wiedźmińskim jest choć trochę obeznany. Osoba, dla której byłoby to pierwsze spotkanie z Geraltem mogłaby się poczuć odrobinę zagubiona, dlatego najpierw polecam zapoznać się jeśli nie z całą Sagą, to przynajmniej z opowiadaniami. Dobrą okazją do rozpoczęcia „Sagi Wiedźmińskiej” będzie letnia edycja Bookathonu. Jednym z wyzwań jest bowiem „Dokończenie lub rozpoczęcie serii”. Gorąco polecam więc „Sagę o Wiedźminie”.

Tytuł: Sezon burz
Cykl: Saga o Wiedźminie
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Liczba stron: 404
Wydawnictwo: SuperNova 
Moja ocena: 9/10


Książka bierze udział w wyzwaniu „Czytam polskie serie” (klik!)

Andrzej Sapkowski "Pani jeziora"

Andrzej Sapkowski "Pani jeziora"

„Ten, kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni.” 

Ciri w magiczny sposób trafia do legendarnego Króla Olch*. Otrzymuje tam propozycję „nie do odrzucenia”, jednak nie chce się na nią zgodzić. Yennefer jest przetrzymywana i torturowana przez Vilgefortza. Ma użyć swojej magicznej mocy, by namierzyć Ciri, którą Vilgefortz za wszelką cenę chce wykorzystać, jako środek do swoich haniebnych celów. Geralt wraz ze swoją kompanią w dalszym ciągu szuka zaginionej dziewczyny. Swoje poszukiwania postanawia rozpocząć też dawno nie widziany Jarre. Powodowany miłością ucieka ze świątyni bogini Melitele i zaciąga się do wojska by odnaleźć ukochaną. 
Oprócz głównych bohaterów, Sapkowski wprowadza również nowe postacie poboczne. Moim ulubionym wątkiem było spotkanie Pani Jeziora imieniem Nimue ze śniączką Condwiramurs, która na podstawie oglądanych obrazów śniła prawdziwą historię Lwiątka z Cintry. 

Jak już wspominałam w recenzji pierwszego tomu opowiadań („Ostatnie życzenie”), Sapkowski ma swój własny styl prowadzenia narracji, którego nie spotka się nigdzie indziej. Charakterystyczne są dla niego humorystyczne wstawki, ale i bardzo dobitne wypowiedzi. Skoki chronologiczne przy uważnym czytaniu pomagają zrozumieć wiele wydarzeń, a wyraźna wielowątkowość, której pierwszy przykład można było zauważyć w „Wieży jaskółki” pozwala na równoczesne śledzenie losów każdego bohatera z osobna.

„Pani jeziora” to ostatni tom Wiedźmińskiej Sagi. To tutaj kończy się historia Geralta z Rivii, czarodziejki Yennefer i Ciri. Po pierwszej lekturze „Pani jeziora”, nie byłam zadowolona z rozwiązania zaproponowanego przez pisarza, ale dziś patrzę już na to zupełnie inaczej.  Z książki na książkę atmosfera gęstniała, wydarzenia coraz mocniej się zazębiały, a historia wciągała coraz bardziej. W „Pani jeziora” następuje długo wyczekiwana kulminacja i rozwiązanie. Według mnie to najlepsza książka „Sagi o Wiedźminie”.

Żeby zakończyć wiedźmiński wątek w moim życiu, przeczytam jeszcze wydany w 2013 roku „Sezon burz” i powrócę do znanego mi już z wcześniejszych lat tomu opowiadań pt. „Coś się kończy, coś się zaczyna” będącego alternatywnym zakończeniem pięcioksięgu.

* Gwiazdka dla chętnych! :-)

Sapkowski wprowadza do „Pani jeziora” postać Króla Olch. We wstępie do rozdziału piątego cytuje nawet w oryginale wiersz napisany w XVIIIw. przez Johanna Wolfganga Goethego pt. „Erlkönig” (Król Olch/Król Elfów). Według wierzeń wywodzących się z folkloru niemieckiego i duńskiego lasy porośnięte olchami były zamieszkiwane przez duchy, oddziałujące na ludzi swoją zgubną mocą. Król Elfów zaś był uważany za zapowiedź śmierci, gdyż ukazywał się tylko osobom umierającym. Poniżej zamieszczam polski przekład (Władysława Syrokomli) tego przejmującego wiersza.

Kto jedzie tak późno wśród nocnej zamieci?
To ojciec z dziecięciem jak gdyby wiatr leci.
Chłopczynę na ręku piastując najczulej,
Ogrzewa oddechem, do piersi go tuli.

"Mój synu, dlaczego twarz kryjesz we dłonie?"
"Czy widzisz, mój ojcze? Król Olszyn w tej stronie,
Król Olszyn w koronie, z ogonem jak żmija!"
"To tylko, mój synu, mgła nocna sie zwija."

"Chodź do mnie, chłopczyno, zapraszam najmilej,
Pięknymi zabawki będziem się bawili,
Chodź na brzeg, tu kwiatki kraśnieją i płoną,
A moja ci mama da suknię złoconą."

"Mój ojcze, mój ojcze! czy widzisz te dziwa?
Król Olszyn do siebie zaprasza i wzywa!"
"Nie bój się, mój synu! skąd tobie te dreszcze?
To tylko wiatr cichy po liściach szeleszcze."

"Chodź do mnie, chłopczyno , poigrasz z rozkoszą,
Mam córki, co ciebie czekają i proszą,
Czekają na ciebie z biesiady nocnymi,
Zaśpiewasz, potańczysz, zabawisz się z nimi."

"Mój ojcze, mój ojcze! ach, patrzaj... gdzie ciemno...
Król Olszyn ma córki, chcą bawić się ze mną."
"Nie bój się, mój synu, ja widzę to z dala.
To wierzba swe stare gałęzie rozwala".

"Chodź do mnie, mój chłopcze, dopóki masz porę.
Gdy chętnie nie przyjdziesz, toć gwałtem zabiorę."
"Mój ojcze, mój ojcze! ratujcie dziecinę!
Król Olszyn mnie dusi... mnie słabo... ja ginę..."

Ojcowi bolesno... on pędzi jak strzała.
Na rękach mu jęczy dziecina omdlała.
Dolata na dworzec... lecz próżna otucha!
Na ręku ojcowskim już dziecię bez ducha.


Tytuł: Pani jeziora
Cykl: Saga o Wiedźminie (tom 5)
Kategoria: literatura piękna
Gatunek: fantasy
Forma: powieść
Liczba stron: 520
Wydawnictwo: SuperNova
Moja ocena: 9/10 
Odkrycia: Maj

Odkrycia: Maj



Mamy początek czerwca. Jest to dobry czas na rozpoczęcie nowego cyklu na blogu pt. „Odkrycia”. Co miesiąc będę dzielić się z Wami najciekawszymi rzeczami, które mnie spotkały. Mogą to być zarówno książki, jak i muzyka, film, wydarzenia kulturalne, czy podróże.

No to zaczynamy!

(Nie wiem, dlaczego jakość tych zdjęć, które robiłam jest tutaj tak słaba, ale jak klikniecie na zdjęcie, to pokaże Wam się piękny i wyostrzony obraz :))

Książka
Razem z moim chłopakiem otrzymaliśmy pod koniec maja niecierpliwie wyczekiwaną przez nas paczkę. Kryła się w niej cała seria „Pomnika Cesarzowej Achai” Andrzeja Ziemiańskiego. Oj, będzie co czytać! Jak tylko zakończę swój romans z Geraltem z Rivii biorę się od razu za „Achaję”, a później za „Pomnik...”

Copyright © Sonia Czyta , Blogger